środa, 31 grudnia 2014

Postanowienia noworoczne


  1.  Cieszyć się Ameryką Południową jak tylko się da
  2. Robić coś interesujące w każdym tygodniu
  3. Nauczyć się portugalskiego na przynajmniej stopniu zaawansowanym
  4. Wziąć się za sport
  5. Nauczyć się jeść pałeczkami
  6. Zostać z Dave'm przez cały rok
  7. Utrzymywać regularny kontakt z ważnymi dla mnie osobami
  8. Mieć przy sobie codziennie aparat
  9. Skupiać się bardziej na rzeczach, które kocham
  10. Spróbować wszystkich dostępnych owoców w Brazylii
Szczęśliwego Nowego Roku! Spełniajcie marzenia!

wtorek, 16 grudnia 2014

O Brazylii

Moje podekscytowanie z powodu Brazylii jest już tak wielkie, że postanowiłam o tym napisać, żeby choć trochę sobie 'ulżyć', szczególnie że zaraz idę do pracy, a tam nie mogę wspominać o moim wyjeździe.
Zastanawiałam się, gdzie najchętniej chciałabym pojechać. I okazuje się,że jest to właśnie Brazylia. Jest to spełnienie moich marzeń, jest to coś, o czym zawsze marzyłam, choć nie zawsze o tym mówiłam. Jest to zupełnie inny świat, ale świat, który chcę odkryć i się w nim odnaleźć.
Ale nie jest to tylko spełnieniem marzeń. Do Moskwy przyjechałam, bo nie miałam innej oferty pracy, nigdy nie chciałam mieszkać w Rosji i zdecydowałam się na tą pracę głównie dlatego, że proponowali fajne warunki, a ja nie chciałam się ograniczać tylko do krajów, które kiedyś brałam pod uwagę. Teraz jest inaczej. Dostałam ofertę pracy w kraju, o którym marzyłam, w miejscu o którym nie słyszałam, ale które pozwoli mi na odkrycie prawdziwej Brazylii i pomoże w nauce języka.
Ale to nie wszystko.
Tutaj w Moskwie byłam jedną z wielu nauczycieli, jedną z wielu dobrych. Nie czułam się doceniana, czułam ciągłą frustrację, że nauczyciele, którzy przeklinają w klasie i wyzywają studentów, spóźniają się notorycznie na zajęcia, robią nudne lekcje, przychodzą do pracy na kacu pracują ze mną ramię w ramię i nikt nie docenia mojej pracy. W Brazylii wybrali mnie za to, kim jestem i co sobą reprezentuję i naprawdę im zależy, żebym dla nich pracowała, co pokazują mi poprzez opłacenie mojego biletu i mieszkania, ogromną pomoc w organizowaniu wizy (niewiele obcokrajowców pracuje w Brazylii legalnie) oraz stały kontakt ze mną, żeby pokazać mi, że naprawdę ich obchodzę.
Dlatego czuję się jak królowa świata. Dlatego w końcu czuję się doceniana i chciana. Dlatego jestem tak strasznie podekscytowana.

niedziela, 7 grudnia 2014

Święta

W tym roku ominę Święta. Nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że muszę pracować. Do Polski przylatuję dopiero 27 grudnia. Kiedy jestem w Polsce, nie doceniam Świąt. Denerwuje mnie ta przedświąteczna bieganina, to wydawanie pieniędzy, stres związany z kupowaniem prezentów. Dopiero kiedy to wszystko mnie omija zaczynam tęsknić za Świętami. Teraz w Moskwie zaczyna się przedświąteczna bieganina, ludzie kupują prezenty w ilościach hurtowych, słychać wszędzie świąteczne piosenki (po angielsku!), sklepy krzyczą o świątecznych promocjach i wyprzedażach. A we mnie zaszła zmiana. Zamiast stresować się tymi zakupami, ja jadę na targ i kupuję wszystko z radością. Skarpety, matrioszki, rękawiczki, chusty. Nie mogę się doczekać reakcji moich bliskich, kiedy to wszystko zobaczą. Zastanawiam się, komu kupić prezenty i co sprawi największą radość. Patrzę na te słodycze, które mam na co dzień od 9 miesięcy i sama już nie wiem, czego w Polsce nie ma, a co jest. Martwię się o miejsce w walizce i codziennie zaglądam do szafy podejmując decyzję, co mogę zostawić. Jeszcze tylko 20 dni.


P.S. Przygotowywałam notkę o tym, czego nie lubię w Moskwie i nie umiem jej skończyć, bo Moskwa co chwilę zaskakuje mnie czymś pozytywnym.

niedziela, 30 listopada 2014

dziękuję

Ten tydzień był dla mnie wzruszający. W końcu miałam czas na porozmawianie z osobami, z którymi strasznie chciałam porozmawiać i choć nie były to wszystkie osoby za którymi tęsknię, te rozmowy sprowokowały mnie do napisania tego postu.
Spotykam w życiu wielu ludzi. Z wieloma ludźmi dogaduję się wspaniale i z wieloma ludźmi chciałabym spotkać się ponownie. Wierzę, że nieważne jak długo nie mamy kontaktu, kontakt ten jest zawsze do odnowienia. Chciałabym, żeby ludzie nie wahali się pisać do mnie, bo nie wypada, bo dawno nie pisali, bo mnie nie znają za dobrze, bo bla i bla i bla, Wydaje mi się, że gdziekolwiek jestem i kogokolwiek spotykam zostawiam po sobie wspomnienia, ślad.
Ale mam też kilka specjalnych osób. Osób, którym mogę powiedzieć wszystko i które mogą mi powiedzieć wszystko. Osób, które cieszą się moim szczęściem najszczerzej jak tylko się da i ja cieszę się z nimi tak samo mocno. Choć nie kontaktuję się z nimi tak często jak powinnam, wiem, że mogę zawsze napisać, zawsze zadzwonić, i moja wiadomość i mój głos będą zawsze tak samo cieszyły. Mogę być od nich oddalona o setki, tysiące kilometrów, ale uczucia nie wygasają. I za to kocham moich przyjaciół. I dziękuję Wam z całego serca, że jesteście. Doceniam i kocham Was!

czwartek, 27 listopada 2014

sny

Jestem przekonana, że mój umysł nie nadąża za moim życiem. Praktycznie każdy z moich snów mi to udowadnia. Ludzie, miejsca, wydarzenia, wszystkie są ze sobą pomieszane i nie mają sensu. Ludzie, których nie widziałam od lat, nagle stają się moimi najlepszymi przyjaciółmi. Byli chłopacy wcale nie są byli i mają się wspaniale. A to wszystko dzieje się w miejscach, które z tymi ludźmi nie mają nic wspólnego. I tak mój tata wiezie mnie samochodem do dentysty w Moskwie. A mój były chłopak (były, były, były) leży ze mną na plaży w Brazylii. Czy to oznacza, że jestem niedorozwinięta?

środa, 26 listopada 2014

sobota, 22 listopada 2014

Moskwa nie odpuszcza

W tygodniu, myślę, że nie mogę się już doczekać wyjazdu, nawet wyjazd do Polski wydaje się być bardziej ekscytujący niż Moskwa. Ale gdy przychodzi weekend, spędzam idealny dzień i wiem, że Moskwa nie da mi odejść bez walki.
W końcu słoneczny dzień, temperatura w okolicach zera. Wybieramy się na spacer po moim ulubionym parku, który w lecie tętni życiem i młodzieżą na deskach, hulajnogach i rolkach. W każdą letnią sobotę czy niedzielę nie mogę wyprzeć porównań z Southbank w Londynie, które notabene jest tam moim ulubionym miejscem. W zimie nie ma już ludzi leżących na kocach, opalających się na najwygodniejszych ławkach świata, wpatrujących się w rzekę Moskwę, wolno przechadzających się i patrzących na rzeźby lub pluskających się w fontannach tryskających z chodnika. Ale nadal jest pięknie, nadal jest ciekawie i nadal jest nowocześnie, tak zupełnie nie-moskiewsko, gdzie tradycja i zabytki lub socjalistyczne budynki stanowią większość krajobrazu. Pierwszy przystanek to malutka restauracja z chińskimi noodles. Z widokiem na rzekę i ogromnym pomnikiem cara Piotra, która jest przez Moskwiczan znienawidzona, a którą ja osobiście bardzo lubię. Mniam mniam. Potem udajemy się do mojej zdecydowanie ulubionej mini dzielnicy. Znajduje się ona na wyspie i jest to zbiór budynków z czerwonej cegły, zbudowana wokół fabryki czekolady, Czerwony Październik. Tam znajduje się galeria fotografii, kilka zdecydowanie za drogich klubów i restauracji i nasz kolejny przystanek, kawiarnia z pączkami. Mniam mniam. Po wyjściu zaczyna się już ściemniać i po wejściu na most rozpościera się widok z jednej strony na rzekę, pomnik Piotra i fabrykę, a z drugiej na Kreml. A przed nami największy kościół w Moskwie, zwany kościołem Pussy Riot, bo właśnie tam tańczyły one na ołtarzu i tam zostały aresztowane, lub po prostu Kościół Chrystusa Zbawiciela. Spacer kończymy na Placu Czerwonym.
Myślę, że mam już plan na poniedziałkowy wieczór, tym razem wezmę koniecznie aparat. A jutro kino i trzecia część Igrzysk Śmierć. Jestem absolutnie zauroczona i wciągnięta w te filmy. Dodatkowo dałam się wciągnąć w Stieg Larsson-obsession i po pochłonięciu pierwszej książki, nie mogę oderwać się od drugiej, nawet podczas randki. 



czwartek, 20 listopada 2014

nie jest źle

No dobrze, myśląc trochę więcej dochodzę do wniosku, że wcale tak źle nie jest. Mam tutaj ludzi, na których mogę polegać. Mieszkam z moją ulubioną osobą w Moskwie i miło jest wracać do domu d osoby, którą naprawdę obchodzi twój dzień. Wiem, gdzie załatwiać sprawy, jak opłacić telefon, internet, gdzie kupić igłę, a gdzie naprawić komputer. Rozumiem większość z tego, co jest do mnie mówione. Mam super uczniów, większość z nich, z którymi nie mam jakiś większych problemów. Mam pieniądze, nie muszę się martwić, czy wystarczą m do końca miesiąca i nawet daję radę troszkę oszczędzić. A przede wszystkim, jadę do Brazylii za dwa miesiące.

Tylko że polska kawa mi się skończyła :(

wtorek, 18 listopada 2014

na pozytywnej stopie

Tak mi się głupio zrobiło po wejściu na mojego bloga dzisiaj i przeczytaniu ostatniej notki, że postanowiłam jak najszybciej napisać coś nowego. Skupiam się na dobrych chwilach, jako że zostało mi tylko 6 tygodni w Moskwie. Staram się dużo robić i pomimo zabiegania i natłoku pracy, nadal znajdować czas na drobne przyjemności. Uczę się portugalskiego, cieszę się Dave'm, chodzę na wystawy Salvadora Dali i warsztaty, które mnie motywują, wymyślam śmieszne ćwiczenia dla moich uczniów, rozmawiam z ludźmi i dużo się śmieję. Choć Rosja nie jest krajem, w którym chcę zostać, muszę pamiętać, że jestem w podróży, a przecież dla mnie nie ma w życiu nic piękniejszego niż podróżowanie. A jeśli do tego kocha się kogoś z wzajemnością to czego chcieć w życiu więcej?

wtorek, 4 listopada 2014

nocna wizyta w muzeum

Galeria Tretyakov: zdjęcie znalezione w internecie
Odkąd przyjechałam do Moskwy planowałam odwiedzić Galerię Tretjakowską. Wczoraj w nocy w związku ze świętem narodowym, które ma coś wspólnego z Polakami odbyła się noc sztuki, więc wszystkie muzea były za darmo. Razem z Davem wybraliśmy się na kolację i najedzeni ruszyliśmy w stronę muzeum. Przed wejściem ogromna kolejka, ale ja się zaparłam i powiedziałam, że będziemy stać. Kolejka wypełniona Rosjanami, ciekawe ile razy byli już w środku. Stoimy, marzniemy, za nami jakaś młoda parka, która nie przestaje gadać i się chichrać. Kiedy zorientowali się, że mówimy po angielsku zaczęli tłumaczyć sobie wszystko, co mówiliśmy i udowadniać sobie wzajemnie, kto mówi po angielsku lepiej. Jako że pojęcie przestrzeni osobistej w Moskwie nie istnieje, byłam przez ta dziewoję bez przerwy szturchana. Nie chciałam robić scen, więc tylko się odsuwałam i narzekałam Dave'owi mając nadzieję, że dziewczyna załapie. Jej angielski okazał się chyba jednak niewystarczająco dobry. W końcu po godzinie, przemarznięci i zmęczeni weszliśmy do środka. A tam czeka kolejna kolejka, tym razem do szatni. Po odstaniu swojego i podejściu do lady, pani załamała ręce i powiedziała (nieprzyjemnym bardzo tonem), że ona nie ma już numerków, więc proszę podejść dalej. Kolejna kolejka, znowu brak numerków, ale na szczęście ktoś wziął swoje rzeczy i zwolniło się miejsce. Już prawie jesteśmy w środku, już witamy się z gąską, a pan ochroniarz zatrzymuje nas, że plecaki i torby należy złożyć do przechowalni bagażu. Tam na szczęście kolejki już nie ma, choć pa uparcie twierdził, że jednak mojej torebki zdawać nie trzeba. W końcu udało mi się go przekonać, udaje nam się przejść przez pana ochroniarza i okazuje się, że nie mamy biletu. no to powrót do kasy, gdzie mamy sobie wziąć bezpłatne bileciki, żeby panie na wejściu mogły je skasować. Ale nic to, jesteśmy w środku! I co? I Rosjanie robią zdjęcia swoimi ipodami/iphonami KAŻDEMU obrazowi. Nie patrzą nawet na ten obraz, tylko jadą po kolei, obraz po obrazie. Nie wiem po co i nie wiem, ile razy patrzą później na te zdjęcia. Sama Galeria spoko, ale irytujące jest, że konieczne jest przejście przez każdą salę w drodze do wyjścia. Ciekawe było to doświadczenie i myślę, że jak poszłabym w jakiś normalny dzień to nie miałam tyle do opowiedzenia.

poniedziałek, 3 listopada 2014

nie jest dobrze

Obawiam się brzmieć jak zdarta płyta, bo jestem pewna, że już o tym wszystkim wspominałam. Ale muszę si wygadać. Znowu.
Mam teraz jakąś chroniczną depresję, nie mam ochoty na nic i nic mi się nie podoba. Nie chcę wydawać pieniędzy, więc niewiele przyjemnych rzeczy zostało mi do robienia. Kiedy w końcu zaplanuję sobie turystyczną atrakcję na weekend to rozchorowuję się tak bardzo, że nie mogę się ruszyć. Placu Czerwonego nie widziałam już ze 3-4 miesiące. Ograniczam swoje życie do pracy i mieszkania i próbuję znaleźć coraz to więcej lekcji i uczniów. Śnię o Brazylii i budzę się rozczarowana widząc śnieg za oknem. Nawet perspektywa wyjazdu do Warszawy, aby załatwić urzędowe formalności jest dla mnie bardziej fascynująca niż przebywanie w Moskwie. Mogłabym wymienić z 10 miejsc, które są piękne, interesujące i warte zobaczenia o każdej porze roku, ale nie pojadę tam, bo stwierdzam, że będzie mi za zimno i lepiej skupić się na przygotowaniu lekcji. Czas przecieka mi przez palce, oszczędności gromadzą się zbyt wolno, a niechęć do życia i do siebie rosną w zawrotnym tempie. I tak mi strasznie głupio, że znowu narzekam.

niedziela, 26 października 2014

jakoś leci

Minęły dwa tygodnie od powrotu, a ja jestem już w pracy na 100% i już robię kolejne plany wyjazdowe. Typowa Marysia. Za dokładnie dwa miesiące o tej porze będę spędzała swój ostatni wieczór w Moskwie. Pomimo tego, że czas się kurczy, siedzę w domu i nigdzie się nie ruszam, a aparat się kurzy. Za zimno, za szaro, za samotnie. Strasznie się cieszy na przyjazd do Polski, jeszcze kilka miesięcy temu nie wiedziałam, że w ogóle przyjadę, teraz cieszę się, że jednak się tak ułożyło. Dave przylatuje ze mną i zamierzam mu pokazać jak najwięcej się da, ale jednocześnie dać mu okazję poznać moją rodzinę i moje miasto. Planuję już co zjem, gdzie pójdę, gdzie zrobię zakupy i z kim się spotkam. Dlatego tak mi teraz niefajnie w Moskwie. Dłuży mi się, nuży mnie i drażni jak nigdy wcześniej. Spędzam obłąkaną ilość czasu z Dave'm i za każdym razem dowiaduję się o nim czegoś nowego. I strasznie martwię się o pieniądze. Chciałabym przywieźć jakąś porządną sumę, ale nie zarabiam tu wcale aż tak dużo, a oszczędności mi się skurczyły choć nie kupiłam sobie nic co zaplanowałam. Martwi mnie to, bo chciałabym mieć ze sobą dużo pieniędzy, żeby móc podróżować po Ameryce Południowej i przyjechać do Europy w lipcu. No to tak. Jakoś leci.

poniedziałek, 20 października 2014

Wilno

Wilno skradło mi serce, rozkochało mnie w domu i wysłało do Moskwy z uśmiechem. Po kolejnym ciężkim poranku, pożegnaniu się z Janisami, czterogodzinnej podróży wylądowaliśmy na dworcu w Wilnie. Komuna is back. Żule, żebrające panie, dziwne piekarenki, maleńkie sklepy sprzedające wszystko i nic (to akurat rzecz typowo moskiewska). Troszkę się wtedy przeraziłam i cóż, zraziłam. Ale hostel okazał się naprawdę bardzo fajny, dużo przestrzeni, dużo prywatności. Spacer na Stare Miasto wywołał duże wrażenie, bo choć nie tak ciekawe jak w Tallinie, dla mnie ciekawe, bo wszystko po polsku. Przez następne dwa dni przełaziłam Wilno tam i z powrotem, wzdłuż i wszerz, wspięłam się na kilka górek i podziwiałam miasto z góry, doszłam do dzielnic, gdzie nie ma już tych wszystkich pięknych domów, ale i tak jest interesująco. Widziałam socjalistyczny most, którego nawet Moskwa by się nie powstydziła. Jadłam pyszne jedzenie za przyzwoitą cenę i zrobiłam sporo zdjęć. Lotnisko jest oddalone od centrum 10 minut, a bilet autobusowy kosztuje 1 euro. Na miejscu wszystko idzie sprawnie, a przy bramkach są pufy. Aż żal było wyjeżdżać. Zgodnie zdecydowaliśmy, że to jest miejsce, w którym moglibyśmy mieszkać. Choć dla mnie troszkę za bardzo zbliżone do Polski.

niedziela, 19 października 2014

Ryga

We wtorek ruszyliśmy na półgodzinny spacer na dworzec autobusowy. Wtedy odezwało się moje ciało. Kręgosłup bolał mnie strasznie, więc musiałam prosić Dave'a o pomoc Od tamtego czasu odzywały się różne moje kontuzje i nie chciały odpuścić aż do samego końca.
Kipsala, wyspa dyplomatów
Ryga dała mi w kość i niestety, pokazała coś, o czym nie miałam pojęcia, ale miałam nadzieję, że tego nie mam. Myślałam, że taki zapalony podróżnik jak ja nie będzie zważał na pogodę i cieszył się nowym miejscem bez względu na to, czy pada czy jest gorąco. Ale niestety, okazało się, że chyba jednak aż takim zagorzałym podróżnikiem nie jestem, bo w Rydze byłam nieszczęśliwa, zmierzła i rozdrażniona. Pierwszego dnia było słonecznie, więc zdążyłam się napatrzeć, ale już następnego rozpoczęła się seria deszczowych dni. Snuliśmy się od knajpy do knajpy, nie zrobiłam prawie żadnego zdjęcia a nastrój mi nie dopisywał. Dopiero wyspa zamieszkała przez dyplomatów, z domami moich marzeń (albo nowoczesne szeregowce, albo stare drewniane chaty)
i widokiem na stare miasto zdołało wywołać uśmiech i zachwyt na mojej twarzy.
 Trzeciego dnia pojechaliśmy nad morze, do Jurmali. Było zimno i deszczowo, ale i tak miło było przejść się po piasku i pohuśtać się na huśtawce. Po raz pierwszy miałam okazję odwiedzić miasteczko typowo turystyczne poza sezonem i muszę przyznać, że trochę to wszystko przerażające, takie miasto widmo.
Frici, pies Janisa i Lieny
Następnego dnia, już ostatniego w Rydze, były moje urodziny. Postanowiliśmy zrobić coś wyjątkowego i pojechać do miasteczka z zamkiem. Niestety, na miejscu okazało się, że jest brzydko i mokro, kolano odmawia mi posłuszeństwa i nie pozwala swobodnie chodzić po górach, a moje przemoczone trampki też nie umilały dnia. Poprosiłam zatem o powrót do Rygi i spacer po mieście. A wieczorem spotkaliśmy się z moimi znajomymi u których nocowaliśmy. Janis to chłopak, z którym poznałam się trzy lata temu we Francji, gdzie razem studiowaliśmy. Pomimo tego, że nie utrzymywaliśmy kontaktu, nie wahałam się przed napisaniem do niego. I gdy spotkaliśmy się, czułam się tak jakbyśmy się nigdy nie rozstali. Było strasznie sympatycznie, jego pies i dziewczyna zawładnęli moim sercem i chyba udało mi się przekonać Dave'a do spróbowania couch surfingu.
Ryga ma swój Palac Kultury i Nauki, który wcale nie przypomina ani tego w Warszawie, ani siedmiu innych w Moskwie. I w sumie ten budynek jest jedyną pozostałością po czasach socjalizmu, oczywiście pomijając stare budynki i tunele. Ale widać, że Ryga stara się zmieniać swój wizerunek. W centrum miasta są trzy galerie handlowe, jest zbudowana ogromna i nowoczesna biblioteka i wieża telewizyjna. I Ryga chyba najbardziej przypominała mi Polskę.

Tallin

Zbieram się i zbieram do napisania tej notki i nie umiem się zbierać. Mam tyle do opowiedzenia, ale jednocześnie wszystko wydaje mi się niewarte opowiedzenia. Mam mnóstwo przeżyć, ale jednocześnie wydaje mi się, że wcale ich nie mam. Ale może od początku.
Po ciężkim wspólnym poranku udało nam się dotrzeć na lotnisko. Ja chciałam być wcześniej tak w razie czego, ale z powodu zbyt wielu rzeczy, które trzeba było rano wykonać i zbyt małej ilości czasu, który na nie przeznaczyli nie zdążyliśmy na wcześniejszy pociąg. Okazało się, że oczywiście nie mieliśmy żadnych problemów, nawet był czas na hot dogi na śniadanie i obserwowanie Rosjan na lotnisku. Już w samolocie uświadomiłam sobie jak strasznie brakowało mi podróżowania oraz jakie to fajne podróżować ze swoim ukochanym. Lecieliśmy z Aeroflotem, największym rosyjskim przewoźnikiem, więc dodatkowo miło było siedzieć w dużym samolocie i mieć serwowane śniadanie (jakaż to odmiana dla Ryanaira i Wizzaira!). Cudnie było nie musieć przejmować się wizą i po prostu śmignąć sobie przez kontrolę paszportową. Lotnisko przepiękne, przytulne i zapraszające.
Dave na lotnisku w Tallinnie
Pierwszym szokiem po lądowaniu była cena biletu autobusowego do centrum: 1,50 Euro. Lotnisko jest tak blisko, że można przejść ten dystans w 40 minut. Pan kierowca mówi płynnym angielskim i nie ma problemu z odnalezieniem się. Na każdym rogu mapy, więc nie mieliśmy też problemów z odnalezieniem naszego hostelu. Znajdował się on na początku Starego Miasta, w przepięknej i spokojnej ulicy, a sam hostel był dość przytulny, choć jedno pomieszczenie z ubikacją i jedno z prysznicem to troszkę za mało. Trzy dni w Tallinnie spędziliśmy na chodzeniu.
Ulica naszego hostelu
Stare Miasto przeszliśmy wzdłuż i wszerz, na wzgórzu zamkowym byliśmy kilkakrotnie, wspięliśmy na szczyt wieży kościelnej skąd rozpościerał się widok na miasto, doszliśmy do portu i nawet znalazł się czas na zakupy. Niestety, ktoś w hostelu wyjął mi część pieniędzy z portfela kiedy brałam prysznic, ale staraliśmy się nie psuć sobie wakacji i szybko o tym zapomnieliśmy, umawiając się wpierw, że rezygnujemy z restauracji.
Tallin okazał się przepiękny, piękniejszy niż się spodziewałam. Był dla mnie cudowną odskocznią od gwaru i pośpiechu Moskwy. Pozwolił mi się wyciszyć i wypocząć. Jest idealnym miejscem na weekendowy wypad. Szukaliśmy podobieństw do Moskwy i ciężko było coś znaleźć. Tam nawet nie było ulotkowiczów! Myślę, że podobieństwa do Polski by się znalazły, m.in. pozbywanie się wszystkiego, co kojarzy się z komunizmem, nie ma już żadnych symbolów i żadnych nazwisk, o które w Moskwie potykam się na każdym kroku. I smutne, że choć nasz kraj jest wolny troszkę dłużej, Estonia wydaje się być krajem o wiele bardziej rozwiniętym. Ale może to tylko moje opinia?


środa, 15 października 2014

wróciłam

Wróciłam. Wróciliśmy. Było pięknie, intensywnie, malowniczo. Myślę, że ten wyjazd zasługuje na osobną notkę, która pojawi się jak tylko będę miała więcej czasu, teraz po powrocie mam mnóstwo obowiązków. Zdecydowanie zbliżył nas ten wyjazd z Dave'm. Cały mój niepokój i niepewność okazały się niepotrzebne, bo my się naprawdę świetnie dogadujemy, poza porankami, kiedy mamy zupełnie inne rytmy, a ja zachowuję się jak kontrolujący freak. Myślę, że jeszcze wiele pracy przed nami, ale najważniejsze, że nam się chce zmieniać.

środa, 1 października 2014

przedwyjazdowo

W sobotę ruszam na jedno z moich podróżniczych marzeń. 3 dni w Tallinie, 4 dni w Rydze i 3 dni w Wilnie. Zabieram ze sobą Davida. No i pojawia się problem. Zamiast cieszyć się niesamowicie, martwię się. Martwię się, że będzie miał mnie dość o tych 10 dniach, martwię się, że samej byłoby mi lepiej. Poszłam na kompromis i zrezygnowałam z mojej najukochańszej formy podróżowania, jaką jest couch surfing i zgodziłam się na spanie w hostelach. Nie jestem fanką hosteli, szczególnie będąc z kimś w parze. Dave zna te wszystkie miejsca bardzo dobrze, więc będę miała ze sobą dobrego przewodnika, ale napewno nie będzie wszystkiego przeżywał tak jak ja i boję się, że będę go irytować będąc w nieustannym zachwycie. Z drugiej strony wiem, że ta podróż będzie swoistą próbą naszego związku, albo się znienawidzimy albo zakochamy się w sobie jeszcze bardziej. Ale nie chcę się o tym myśleć, chcę być sam na sam z miejscami, moim aparatem, Łotyszkami, Estończykami i Litwinami. On może być albo idealnym dodatkiem, albo irytującym problemem.

poniedziałek, 22 września 2014

nie jest dobrze

Zaczyna mi juz byc zle w Moskwie. Poprosilam o przeprowadzke w inne miejsce, bo meczy mnie juz podrozowanie do domu autobusem, podczas gdy wszyscy mieszkaja blisko metra. Zaczynaja mnie juz spojrzenia napalonych robotnikow spoza Rosji i faceci, ktorzy na mnie trabia, kiedy wracam z biegania. Nie ma opcji wyskoczenia na chwilke do domu, sama podroz metra to godzina w dwie strony plus godzina na autobus i spacer. Wkurza mnie to chamstwo w metrze, kiedy wszyscy wpychaja sie do wagonu, choc ludzie jeszcze nie wysli. Wkurza mnie wciskanie sie do autobusu. Moze nabiore nowej energii jak sie przeprowadze. Ale musze przyznac, ze przeraza mnie mysl o zimie. Boje sie strasznie tego zimna, boje sie tej ponurej pogody i zwalow sniegu. Na szczescie Dave uwielbia zime, wiec po cichu licze, ze mnie zarazi.

środa, 17 września 2014

upodabnianie się

Im dłużej mieszkam poza domem, tym bardziej zauważam, jak upodabniam się do mojego taty. Nie mówię niestety o tych dobrych rzeczach, ale o tych malutkich pierdółkach, które tak strasznie mnie irytowały, kiedy mieszkałam w domu. Nie mogę się z tym pogodzić. Jak z tym walczyć?

wtorek, 16 września 2014

noc

Środek nocy. Kolejnej nocy. Jestem zmęczona, ale nie umiem spać, tysiąc myśli pałęta mi się po głowie. Stres związany z załatwianiem wszystkich dokumentów potrzebnych do Brazylii. Stres związany z przeprowadzką do Brazylii. Stres spowodowany jutrzejszymi lekcjami. Próba zmotywowania się do wstania rano i pójściu pobiegać i odliczanie, ile godzin będę spała jeśli zasnę teraz. Zastanawianie się, czy mój związek z Dave'm ma sens i wkurzanie się, że nic nie napisał.
A to wszystko w noce, kiedy śpię sama. Dave wprowadza tyle spokoju w moje życie, że te wszystkie moje lęki i stresy jakoś zanikają.

piątek, 12 września 2014

bycie dziewczyną

Dziwne jest to, że rzeczy, które w moich poprzednich związkach urastały do rangi deal breaks, problemów tak dużych, że powodowały nieustające kłótnie, teraz akceptuję bez mrugnięcia okiem. Wcześniej byłam zazdrosną, kontrolującą suką, która musiała wiedzieć, gdzie jest jej facet, z kim rozmawiał i z kim się spotkał. Miałam pretensje, gdy mój chłopak nie odpisywał mi na wiadomości w ciągu kilku minut, nie dziękował mi za przygotowanie mu posiłków. Robiłam straszne awantury, kiedy coś było nie po mojemu. Byłam ciągle zła, rozczarowana, zmierzła. Nie wiem, w czym tkwi sekret, że teraz już taka nie jestem. Jestem w końcu dziewczyną, którą zawsze chciałam być.

poniedziałek, 8 września 2014

porównywanie

Mogę spełniać swoje marzenia, mogę mieć cudownego chłopaka, mogę robić to, co kocham, mogę mieć mnóstwo pięknych rzeczy, mogę czuć się spełniona, a i tak będę oglądała zdjęcia i czytała o życiu innych ludzi z zazdrością. Zawsze będę myślała, że inni mają lepiej. Zawsze będę oglądała zdjęcia innych par i była przekonana, że oni są lepiej dobrani niż ja i mój chłopak. Zawsze będę oglądała zdjęcia innych dziewczyn i zachwycała się ich figurą. Zawsze będę zazdrościła innym podróży.
Zawsze?

rusz się!

Coś się nie umiem ostatnio ruszyć. Po 5 tygodniach odpoczynku na obozie, po tygodniu spędzonym z Iwonką, gdzie chodziłam dość sporo (choć mniej niż planowałam), od tygodnia siedzę w domu. Planuję różne ciekawe spacery w weekendy, które nigdy się nie odbywają. Wkurza mnie to wyjątkowo, bo 1. obiecałam sobie, że nacieszę się Moskwą, z której przecież wyjeżdżam za niedługo, 2. pogoda jest teraz naprawdę ładna, myślę, że to ostatnie takie dni, 3. mam w końcu z kim chodzić. A do tego nie musiałam uczyć, dopiero jutro mam pierwszą lekcję i to tylko jedną. Więc jeśli znowu nie ogarnie mnie leń, od jutra biorę się za siebie. Wstaję rano, zdrowe śniadanko i kawa i ruszam. Nie wiem gdzie, ale ufam, że aparat wskaże mi kierunek.

piątek, 5 września 2014

Brazylia

Stało się. Dostałam pracę w Brazylii. Teraz czeka mnie trudna decyzja, czy pracę zaakceptować czy nie. Martwię się o mój związek, z jednej strony jestem z Davidem na tyle krótko, że chyba nie warto zmieniać swoich planów dla tak świeżego związku, ale z drugiej strony chciałabym zobaczyć jakby nam było jeszcze przez trochę czasu. Na pewno będzie mi przykro opuszczać Moskwę i rosyjskich uczniów, naprawdę dobrze mi się tu uczy. Proces wizowy jest problematyczny, czekają mnie wizyty w DHL i zawracanie mojej Mamie głowy tak jakby już nie miała jej wystarczająco zawróconej. Ale boję się odrzucić tą ofertę, bo taka sama może się już nie powtórzyć. Myślę, że czeka mnie weekend pełen przemyśleń. A to może być mój codzienny widok przez 11 miesięcy:

środa, 3 września 2014

nie boisz się?

'Nie boisz się?'. Słyszałam to pytanie tak wiele razy w moim życiu, że przestałam liczyć. Nie boisz się podróżować sama? Nie boisz się zapraszać obcych ludzi do siebie? Nie boisz się spać u obcych ludzi? Nie boisz się wyjazdu do Moskwy? Nie boisz się wyjazdu do Brazylii/Meksyku? (moje ostatnie nowości) Nie boisz się mieszkać w tej okolicy? Nie boisz się jeździć metrem z otwartą torebką? Nie boisz się....? Odpowiedź jest zawsze taka sama 'Nie'. Tylko że ona nie jest zgodna z prawdą. Oczywiście, że się boję. Ale udało mi się ten strach zepchnąć w podświadomość, nie myśleć o nim, nie zamartwiać się. Wierzę głęboko, że gdy nie myśli się o negatywnych rzeczach, one nie przyjdą. Może to głupie, ale dotychczas działa. Uśmiech i zdrowy rozsądek też pomagają.

wtorek, 2 września 2014

Monastery

Drugi dzień z rzędu odwiedziłam rosyjski klasztor. W niedzielę było dużo zamieszania, nowi klerycy, popowie, więc choć było pięknie, nie było jakiś głębszych wrażeń. Było napewno ciekawie, stroje i brody popów, mundurki dziewczynek z ich szkoły, a także ich śpiewy.  Wnętrze kościoła mnie zachwyciło, ale nie było chwili ani miejsca na refleksję. Po powrocie do Moskwy, odwiedziłam inny zakon. Tym razem wyszłam uduchowiona, wyciszona i zachwycona. Obserwowałam z otwartymi ustami ludzi całujących ikony i krzyże, przeżegnujących się w ciekawy sposób, modlących się pod nosem. Podoba mi się jak surowa jest ta religia, że nie wolno być nieodpowiedni ubranym, a kobiety muszą nosić chusty, podoba mi się nakaz noszenia brody u popów wyższej rangi i wszystkie zasady, które muszą przestrzegać. Piękne doświadczenie.








poniedziałek, 1 września 2014

miłość własna a miłość innych

Doszłam już do takiego etapu w swoim życiu, że wiem i akceptuję, że nie wszyscy będą mnie lubić, że nie uda mi się wszystkich zadowolić. I wolę być kontrowersyjną osobą, niż być lubiana przez wszystkich, ale nie mieć wyrazistej osobowości. Choć jestem dumna z osiągnięcia tego poziomu samoświadomości, nie zawsze jestem w stanie poradzić sobie z niechęcią wobec siebie. Jako typowa, wzorcowa ekstrowertyczka, potrzebuję akceptacji innych do uzyskania samoakceptacji. Kiedy jestem otoczona ludźmi, którzy mnie nie lubią, przestaję wierzyć w siebie, popadam w depresję i przestaję się uśmiechać. Dopiero spotkanie z osobami, które mnie lubią przywraca mi uśmiech.

niedziela, 24 sierpnia 2014

David

Pojechałam na weekend do Moskwy, że spotkać się z Davem. To jest niesamowite jak inni jesteśmy, ale jak jednocześnie dobrze się ze sobą bawimy. Czy możliwe jest, że to samo poczucie humoru i wzajemne zrozumienie wystaczają, aby związek był udany? Dave rzadko się uśmiecha, mało mówi, patrzy na wszystko pragmatycznie, ktoś mógłby powiedzieć negatywnie. Kiedy z nim jestem, nie mam potrzeby zagadywania tej ciszy. Jest mi dobrze jak sobie milczymy, idziemy po parku i trzymamy się za rękę. Chyba się gdzieś uzupełniamy. Pochlebia mi, że przy mnie się otwiera, że śmieje się i opowiada mi o różnych rzeczach, podczas gdy przy innych jest małorozmowny. Nie wiem, ile ten związek potrwa, ale napewno jest to dla mnie interesujące doświadczenie.

środa, 20 sierpnia 2014

związki

Dzisiaj o rzeczach trudnych. Związkach. Siedzi mi to w głowie od kilku dni i jakoś nie umiem sobie tego poukładać.
Miesiąc temu rozstałam się z chłopakiem, z którym myślałam, że spędzę resztę życia. Dużo mnie to kosztowało emocji, mnóstwo rozczarowania, zarówno sobą jak i nim. Mija miesiąc, a ja jestem w kolejnym związku. Kiedy mówię ludziom, że już mam kogoś innego, oni zaczynają mnie oceniać: ale jak to? jak możesz? nie cierpisz? a może nie kochałaś? a może bawić się uczuciami tego nowego? może to tylko odskocznia?
Prawda jest taka, że nie wiem. Ale czy to naprawdę takie ważne? Czy nie jest najważniejsze to, żeby było nam po prostu dobrze? Ja uwielbiam zasypiać w ramionach mojego nowego chłopaka, uwielbiam z nim rozmawiać i czekam na spotkania z nim z motylkami w brzuchu. Tak samo jak z poprzednim chłopakiem, tak samo jak z każdym innym.
I czy jakość związku naprawdę zależy od czasu żałoby po nim? Jeśli przez rok od rozstania nie jestem gotowa na nowy związek, to czy oznacza to, że tamten związek był bardziej wartościowy niż ten, po którym już po miesiącu miałam kogoś nowego?
Jak to jest z tymi związkami?

podróżowanie

Uwielbiam podróżować. Tak wiem, wszyscy to mówią. Ale ja nie jestem turystką, która pakuje swoje rzeczy w walizeczce, czyta przewodnik w samolocie, przyjeżdża do hotelu, a następnego dnia spaceruje z przewodnikiem po największych atrakcjach.
Dla mnie liczą się spotkania i nowe doznania. Ja pakuję plecak, aparat zawieszam u szyi i jadę spotkać nowych ludzi. Chodzę do knajp, które oni mi polecają, używam tych kilku słów w języku tego kraju, które umiem, uśmiecham się do ludzi i nie boję się spotkań. Chodzę, chodzę, chodzę. Oglądam, chłonę i zapamiętuję. Nawet jeśli mieszkam w jakimś miejscu od pewnego czasu nie pozwalam sobie na uczucie przynależenia, nie pozwalam sobie na leniwe dni w łóżku. Biorę mój aparat i idę zobaczyć nowe miejsca i poznać nowych ludzi. 
Przede mną kilka podróży, a za kilka miesięcy przeprowadzka w nowe miejsce, być może bardziej egzotyczne niż Moskwa. Już nie mogę się doczekać, ale dopóki to się stanie, staram się cieszyć Moskwą do granic możliwości.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

co lubię

Lubię, kiedy jest prosto. Bez zbędych rozmów, pytań, rozważań. Bez pretensji i żalu. Lubię wrócić po pracy i rozmawiać na temat planów na weekend, snuć plany podróżnicze na nabliższe tygodnie. Lubię pytać: u mnie czy u Ciebie? bez wcześniejszego umawiania się. Lubię, kiedy luedzie dotrzymują słowa.

czwartek, 31 lipca 2014

taka stara a taka głupia

Ucząc nastolatków uświadamiam sobie, że mam dokładnie takie same problemy jak oni. Pomimo dzielących nas 10-15 lat, ja nadal mam doła, kiedy chłopak, który mi się podoba nie odpisuje. Nadal mówię sobie, że nie mogę nic pisać, bo teraz jego kolej. Sprawdam telefon co kilka minut, żeby zobaczyć, czy przeczytał wiadomość, a jeśli okazuje się, że tak, to się zastanawiam, co było w niej nie tak, że mi nie odpisał. Choć gdy wyjeżdżałam wszystko było idealnie, teraz wydaje mi się, że jednak nie jest. Kretynka ze mnie, tyle.

środa, 23 lipca 2014

coś niezwykłego

Stało się coś niezwykłego: ktoś mi się spodobał. Nie dlatego, że jest niesamowicie przystojny, nie dlatego, że czuję się samotnie, nie dlatego, że chce mi się seksu, ale dlatego, że jest po prostu FAJNY. Cóż więcej dodać? Trzymajcie kciuki!

to Twoje życie

Weź życie w swoje ręce. Nie ma pracy marzeń? Znajdź ją? Chcesz gdzieś pojechać? Pojedź. Ktoś Ci się podoba? Zaproś go/ją. Przestań czekać, przestań tylko marzyć, przestać martwić się tym, co wypada, a co nie. W życiu zawsze żałujemy tylko tych rzeczy, których nie zrobiliśmy. Więc nie martw się, że Twój kolega z pracy olał Twoje zaproszenie na piwo, olej to, że teraz będzie w pracy niezręcznie, ciesz się, że to zrobiłaś, że zarykowałaś.

wtorek, 22 lipca 2014

ciesz się chwilą

Postanowiłam, że będę cieszyła się chwilą. Kiedy (Jeśli) poznam interesującego mężczyznę, będę skupiała się na chwili obecnej. Bez rozmów o przyszłości, robieniu wspólnych planów i zamartwiania się. Jeśli coś ma się stać to się stanie, a najlepiej zawsze wspominam te związki, w których postanowiłam wyluzować.

niedziela, 20 lipca 2014

odpuść sobie!

Wczoraj po raz pierwszy od bardzo dawna po prostu sobie odpuściłam. Przestałam myśleć, co inni sobie pomyślą, przestałam się martwić i smucić. Poszłam na festiwal i postanowiłam się dobrze bawić. Biegałam, skakałam, krzyczałam. Mówiłam do wszytkich po angielsku, podrywałam chłopców, pozwoliłam przystojnemy umięśnionemu mężczyźnie nałożyć mi tatuaż na udo, irytowałam innego dotykając jego mięśnie i pytając o ich znaczenie. I wiecie co? Dostałam mnóstwo komplementów i wszyscy chcieli ze mną rozmawiać. Nikt nie spojrzał na mnie jak na kretynkę, wszyscy patrzyli z zainteresowaniem. Czasami jest lepiej po prostu sobie odpuścić.
'Bohater naszych czasów'
















Moje odrycie festiwalowe, Sohn. Słowa tej piosenki trafiają całowicie w sedno.
SOHN - Artifce

piątek, 18 lipca 2014

boje sie

Mieszkam w Moskwie od 4 miesiecy. Przyjechalam tuz po przejaciu Krymu. Martwilam sie, balam, nie zgadzalam sie z polityka Putina, ale mimo to przyjechalam i tego nie zaluje. Przez te cztery miesiace wlasciwie nie wierzylam, ze moze byc wojna, ze amerykanskie sankcje w jakis sposob mnie dotkna. Ja wiem, ze Rosjanie to nie Putin, choc oni o dziwo czesto sie z nim zgadzaja.
Teraz jest jednak inaczej. Nie wiem, kto zesztrelil ten samolot, i nie wiem, czy byl to wyapdek czy celowe zagranie. I nie wiem, czy kiedykolwiek sie dowiemy. Obie wersje sa jednak przerazajace. Bo nawet jesli zrobili to separatysci przez przypadek, to i tak bron zostala dostarczona przez Rosjan. Jezeli zrobil to Putin zeby zwalic wine na Ukraine, to wtedy zacznie sie wojna. To wszystko mnie przeraza. I coraz mniej chce tu mieszkac. Zdanie, ktore powiedzial Putin, ze to Ukraina jest winna, bo stalo sie to na jej terenie oznacza to samo, co obarczenie Polakow wina za Auschwitz. Wielka bzdura. Nie chce czytac wiadomosci co kilka minut w obawie, co teraz. Nie chce zyc w kraju, w ktorym ktos uwaza sie za pana swiata, ktoremu nikt nic nie moze zrobic.
Dlatego we wtorek mam rozmowe o prace w Hiszpanii i zrobie wszystko, co moge zrobic, zeby ja dostac. I wlasnie wyslalam mnostwo CV.

wtorek, 15 lipca 2014

Couchsurfing

Courchsurfing staje się coraz popularniejszy, więc wiele ludzi o nim słyszało. Wiele zostało powiedziane i opinie są różne. Osoby, które są aktywnymi użytkownikami wypowiadają się w samych superlatywach, a osoby, które pytają "Ale skąd wiesz, czy możesz im zaufać?" nie biorą w nim udziału.Wszyscy wiedzą o oczywistych korzyściach: mieszkasz u lokalnych mieszkańców, dzięki czemu poznajesz miasto z perspektywy mieszkańców, nie płacisz za nocleg, nie jesteś samotny, masz z kim pogadać, możesz popracować nad językami, itd. Oczywiście są też minusy, bo trzeba być bardzo elastycznym i mieć odpowiednie podejście. Ja couch surfing kocham, nie umiem już sobie wyobrazić bez niego życia i choć wiem, że są tam ludzie, których interesuje nie tylko wymiana kulturowa, ale też wymiana płynów ustrojowych czy zabranie czyjejś własności, ja spotkałam tylko dobrych ludzi. I o nich będę teraz pisała.
Ludzie na Couch Surfingu mają ze sobą wiele wspólnego. Wszyscy są otwarci, przyjacielscy, tolerancyjni i easy going. Z takimi ludźmi przebywa się przyjemnie, nie ma problemów, a rozmowa sama się klei. Ale to nie wszystko. To są ludzie, którzy pozbyli się barier i stereotypów, zzrobili ten pierwszy krok w stronę swoich marzeń i teraz jeżdżą, podróżują i poznają nowych ludzi. Rozmowy z nimi są inspirujące, bo ich spojrzenie na świat jest inne niż większości ludzi. To są ludzie, którzy osiągnęli coś w życiu. Ludzie z niesamowitymi pomysłami Ktoś skończył pracę w Hong Kongu i chce wrócić do domu w Szkocji, wiec postanawia podróżować pociągiem, spotykam ją w Moskwie w miesiąc po wyruszeniu, z plecakiem, w którym ma jedną parę spodni, 4 koszulki i jeden sweter. Inny ktoś wraca z pięciomiesięcznej podróży po Azji, gdzie spał na kanapach, podróżował autostopem  i jadł lokalne jedzenie. Ktoś inny wybiera się koleją transsybersyjską, samotnie. Dzięki spotkaniom z takimi osobami, mam mega inspirację, mega motywację tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, co chcę robić w życiu.

talenty

W pewnym momencie naszego życia musimy przestać się oszukiwać. Musimy uświadomić sobie, w czym jesteśmy dobrzy, a w czym nie. Nam Polakom łatwiej jest myśleć o rzeczach, których nie umiemy robić. Zaakceptuj to i skup się na dobrych rzeczach. Nie oczekuj od ludzi komplementów, bo dobrze wiesz, że jesteś wtym fatalnym, a wszystkie komplementy będą po prostu fałszywe. Uświadom sobie, jakie są Twoje mocne strony i przestań był sztucznie skromna w tym zakresie. Dziękuj za komplementy, ale im nie zaprzeczaj. Przestań żyć w przekonaniu, że mówienie o swoich sukcesach i talentach sprawi, że ludzie będą myśleć, że się wywyższasz. Pielęgnuj swoje talenty, dbaj o niej i nie wstydź się ich pokazywać. Ludzie uwielbiają otaczać się utalentowanymi ludźmi.

poniedziałek, 14 lipca 2014

duma a przechwalanie się

Myślę, że w Polsce panuje przekonanie, że nie należy mówić dobrze o swoim życiu. Jeśli powodzi Ci się w życiu nie wolno o tym mówić, bo ludzie pomyślą, że się wywyższasz i chwalisz. Nie jest istotne, czy na swój sukces zapracowałeś sam, czy ktoś ci pomógł. Ludzie nie lubią słuchać, że nam dobrze.
A ja mimo to będę pisała o tym, jak mi dobrze. Bo wszystko co mam osiągnęłam sama, nie mam żadnych układów i znajomości, dostałam pracę za granicą dzięki własnej wiedzy, doświadczeniu i umiejętnościom. Ale nie tylko dzięki temu udało mi się spełnić marzenia. Najważniejsze jest przełamanie się, wyjście ze swojej comfort zone, zaryzykowanie. Wielu ludzi mówi mi, że mam idealne życie, ale że musi być łatwiej, bo oni tak nie potrafią. Bzdura! Ja też się boję, ja też mam wątpliwości, ja też miewam gorsze momenty. Ale najważniejsze to się nie poddawać. Najważniejsze to mieć marzenie w życiu i robić wszystko, żeby je zrealizować. Siedzenie na kanapie i rozmyślanie jeszcze nigdy nikogo nie zaprowadziło. Wstań i spełnij swoje marzenie.

cześć

Długo biłam się z myślami, czy zakładać nowego bloga. Żadna ze mnie pisarka, mam tak wiele do powiedzenia że ciężko się w tym wszystkim odnaleźć. Ale jestem szczęśliwa i spełniona, i niesamowicie dumna ze swojego życia, więc postanowiłam się tą radością, tą pozytywną energię i optymizmem podzielić ze światem. A nuż się ktoś zainspiruje?

A zatem do dzieła. Zacznę od przedstawienia się. Jestem Marysia, pochodzę ze Śląska, uwielbiam gwarę, choć się nią nie posługuję. Jestem nauczycielką angielskiego, kocham swój zawód i kocham ten język. Obecnie mieszkam w Moskwie, gdzie uczę angielskiego, a po skończeniu kontraktu przemieszczę się dalej. Uwielbiam podróżować, robić zdjęcia, poznawać nowych ludzi i się śmiać. Są momenty, kiedy jestem samotna, wtedy właśnie otworzę bloga i napiszę o swoich przemyśleniach. Ot to już.