sobota, 12 grudnia 2015

trzeźwym okiem

Ostatnio wszystko co napisałam o Brazylii było negatywne. Wtedy tak czułam, potraktowałam bloga jako wentyl. Teraz został mi tydzień w Brazylii i nie mogę przestać rozważać swoich odczuć.
Trzeba koniecznie powiedzieć, że mój czas w Brazylii byłby zupełnie inny gdybym miała go z kimś dzielić. Gdybym pracowała z innymi cudzoziemcami miałabym z kim wychodzić. Gdybym była tu z chłopakiem, co weekend zwiedzałabym lub chodziłabym na plaże. Gdybym umiała mówić po portugalsku, mogłabym dołączyć do znajomych znajomych.
Tak naprawdę Brazylia to przepiękny kraj. Naturalne cuda, ciekawe budynki, duch latynoski połączony z portugalską architekturą. Trzeba tu przyjechać z pustym umysłem, niczego się nie spodziewać i pozwolić temu krajowi się porwać. trzeba wyzbyć się swoich uprzedzeń, trzeba przestać oceniać i się po prostu wyluzować. Ja nie potrafiłam, ale to nie znaczy, że się nie da. Naprawdę, polecam odwiedzić. 

czwartek, 3 grudnia 2015

powierzchowność

Dzisiaj będzie bardzo kontrowersyjnie. Nie będzie owijania w bawełnę, nie będzie upiększania rzeczywistości. Będzie bardzo subiektywnie i będą to odczucia kilku gringosów, którzy mieli okazję mieszkać w Brazylii i poznać Brazylijczyków. Nie ma tu opinii innych Brazylijczyków i nie twierdzę, że 100% populacji brazylijskiej tacy są. Jedynie wszyscy, których spotkałam ja i moi znajomi.

Brazylijczycy są we wszystkim bardzo powierzchowni. Kult ciała, kult selfie (zawsze z szerokimi uśmiechami niezależnie od nastroju, zawsze w pozycji idealnie podkreślającej wdzięki i ukrywające usterki), kult chwalenia się swoim życiem. Związki, w których będąc z kimś mówisz jak bardzo ją/go kochasz i jak bardzo jest wyjątkowy, aby potem przespać się z kimś innym, albo otwarcie poprosić o otwarty związek, bo zobowiązanie się nie jest dla ciebie. Pogoń za rodziną i dziećmi, nieważne z kim, byleby mieć męża, który dobrze wychodzi na zdjęciach. Siedzenie w pracy po kilka godzin dziennie, wisząc na telefonie lub siedząc na spotkaniach, które ciągną się w nieskończoność, a które nic tak naprawdę nie wnoszą. Szkoły, które kładą większy nacisk na to, co widzą rodzice niż na faktyczną edukację. Ludzie, którzy obiecują spotkania, wydarzenia i wyjścia, ale nigdy nie piszą albo nawet nie przychodzą na umówione spotkania. 'Przyjaciele', którzy chcą spędzać z tobą czas tylko kiedy masz dobry humor i tylko kiedy nie mają innych, lepszych planów. Ludzie, którzy uśmiechają się do ciebie i są niesamowicie mili, żeby potem obgadać cię za twoimi plecami. Rodziny, które z miłości nie pozwalają ci spełniać twoich marzeń i próbują kontrolować twoje życie.

Tak, wiem, że to ostre słowa. Nie, nie uważam, że przesadzam.

środa, 25 listopada 2015

Życie po napadzie

Po ostatnim poście i wpisach na facebooku otrzymałam bardzo wiele wiadomości. Każdy pyta, jak to się stało, gdzie, co przepadło. Dziękuję za wsparcie. Ale większość reakcji mnie zaskoczyła i o tym dzisiaj.
Osoby, które znają miejsce, gdzie to się stało mówią albo 'A nie mówiłem?' lub 'No oczywiście, że to się tam stało, wiadomo, że tak niebezpiecznie, po co tam szłaś?'. Oczywiście, zgadzam się, że miejsce nie było najbezpieczniejsze, ale jaką mam alternatywę? Siedzieć cały dzień w domu?
Inni ludzie pytają, czy coś się już rozwiązało, czy odzyskałam którąś z rzeczy. Wtedy nie mogę opanować śmiechu. Wszyscy doskonale wiedzą, gdzie te rzeczy są lub były, bo są sprzedawane na tym samym targu, gdzie zostałam napadnięta. Policja również wie. I wszyscy wiedzą, że nawet jakbym podała im dokładny adres, pod którym znajduje się mój telefon to nadal nie zwrócono by mi go. Taka jest rzeczywistość w Brazylii. Policjanci nie przejmują się takimi drobnymi przestępstwami jak napad z bronią w ręku jeśli nie ma ofiar.
Reakcja moich uczniów była jednak najbardziej szokująca. Dla nich historie o napadach z bronią w ręku to codzienność. Nikt się nie przejmuje. W zamian za moją historię, opowiadają mi o napadach, które przydarzyły się ich rodzinom i znajomym. To są dzieciaki, młoda młodzież, a opowiadają mi o nich z uśmiechem na twarzy i ze wzruszeniem ramion. Mówię, że zawsze wychodząc z domu mają zapasowy telefon i dodatkowe pieniądze. Jeden uczeń powiedział mojej koleżance, że powinna uciec i zostawić mnie, wtedy przecież nic by jej nie ukradli.

Tacy młodzi ludzie, a mają już w sobie tyle cynizmu, zobojętnienia i braku wrażliwości. Cieszę się, że się wychowałam w Polsce i że wyjeżdżam z tego kraju. Naprawdę.

sobota, 14 listopada 2015

napad

Opuszczone fabryki, targ z używanymi telefonami, rzeką ściekami płynąca. A pośrodku terminal autobusów. Ludzie ubrani w najtańsze ubrania, a pomiędzy nimi bezdomni. Ludzie obserwujący każdy twój krok, mierzący wzrokiem wielkość twojego portfela, próbujący odgadnąć zawartość twojej torebki. Byłam tam kilkanaście razy i nigdy nic się nie stało. Aż do dzisiaj.
Pochłonięta rozmową i szukaniem drogi, zostałyśmy totalnie zaskoczone, kiedy dwoje mężczyzn rzuciło się na nas żądając naszych toreb. Kiedy poczułam, że ktoś ciągnie moją torbę, odruchowo próbowałam mu ją wyrwać, krzycząc w głos. Wtedy zobaczyłam nóż. Spojrzałam na koleżankę, która już pozbyła się swojej torby i przypomniały mi się ostrzeżenia, żeby oddawać wszystko bez dyskusji. Puściłam. Napastnicy uciekli. Ludzie siedzieli tak jak siedzieli, stracili zainteresowanie już w 5 sekund po ataku. W głowie pałętają się myśli, co było w torbie. Telefon, aparat, pieniądze. Karty do bankomatów. Klucze. Mózg przestawiony na tryb awaryjny. Jak dostać się do domu. Jak skontaktować się z szefem. Jak wejść do mieszkania. Niedowierzanie. Trzęsące się ciało i ścisk w żołądku. Ochroniarz. "Przepraszam, zostałyśmy zaatakowane, wszystko zostało skradzione". "Paszporty macie?", "Tak, na szczęście zostały w domu". W końcu pan dzwoni na policję. Przekonuje, żeby podjechali. Że wprawdzie cudzoziemki, ale mówią po portugalsku, a przynajmniej rozumieją. No chodźcie, paszporty im ukradli, to ważne. Podjeżdża radiowóz, w środku trzech policjantów, kilka pistoletów. Jedziemy po okolicy szukając napastników. Panowie wysadzają nas na terminalu i załatwiają z kierowcą, żeby wpuścił nas bez biletu. Przy pożegnaniu mówią, że mamy pójść tu i tam i złożyć raport.
Jestem w domu, cała i zdrowa. Przerażona. Gdybym mogła, już jutro byłabym w samolocie.

piątek, 6 listopada 2015

jesienna depresja?

Taki teraz dziwny czas. Bo zostało 6 tygodni w Brazylii. Nie cieszę się na wyjazd, a powrót do Europy napawa mnie lękiem. Nie czuję się panią własnego losu, a strach przed tym, co będzie nie pozwala mi spać. Bo pierwszy raz w życiu kieruję się sercem, a nie rozumem. Pierwszy raz w życiu robię coś w niezgodzie ze sobą. Zamiast jechać gdzieś, gdzie mam pewną pracę i mieszkanie, jadę do Pragi, gdzie mogę nie mieć pracy, gdzie będę mieszkała "na garnuszku' u chłopaka i gdzie frustracja może przewyższasz zachwyt i podziw. I choć będę miała to, o czym zawsze marzyłam, nawet jeśli te marzenia skrzętnie ukrywałam, nie potrafię się cieszyć, bo niepewność przytłacza i zagłusza wszystkie pozostałe uczucia.

Tak, dużo się we mnie zmieniło. Nie poznaję sama siebie. Nie wiem, czy się taką lubię.

wtorek, 3 listopada 2015

easy like Sunday morning NOT

Po weekendzie spędzonym w podróży, stwierdzam z przerażeniem jak mało elastyczna jestem, jak mało swobodna, jak mało easy going. Nie cieszą mnie już imprezy przepełnione ludźmi z muzyką, do której nie potrafię tańczyć. Nie umiem chodzić późno spać, a rano być pełna energii i radości. Nie chcę wydawać pieniędzy na coś, co mnie nie będzie cieszyć tylko po to, żeby spędzić czas z innymi ludźmi. Nie umiem się wyluzować, kiedy wszyscy na mnie patrzą, ja nie wiem, o co chodzi i nie rozumiem, co ludzie do mnie mówią. Nie potrafię totalnie zaufać drugiemu człowiekowi podczas planowania podróży, zawsze mój swój pomysł i kiedy nie jest on realizowany bardzo się denerwuję. Kiedy czegoś nie lubię, nie potrafię po prostu odpuścić, ale pokazuję swoje niezadowolenie, nieważne, czy chodzi o jedzenie, muzykę czy pomysł na wydanie kolejnej kwoty. Przeraża mnie to, bo nie poznaję siebie. I przeraża mnie to, bo oznacza to, że powinnam zacząć rozważać kwestię rezygnacji z couch surfingu i przestać nazywać sobie podróżniczką z krwi i kości.

poniedziałek, 19 października 2015

Rzeczy, które lubię w Brazylii/Recife

W związku z odwiedzinami mamy, a wcześniej Dave'a, coraz bardziej niecierpliwię się z przyjazdem do domu i coraz ciężej jest mi tu być i cieszyć się życiem. Dlatego myślę, że nadszedł czas na skupienie się na rzeczach, które lubię w Brazylii, albo w Recife:

1. Pogoda. Tu jest zawsze ciepło,  ale nie za ciepło. Nigdy nie ma potrzeby noszenia kurtki czy swetra, nie trzeba patrze na prognozy pogody i nigdy nie ma jesiennej depresji.
2. Ludzie. Są po prostu niesamowicie mili i pomocni. I cierpliwi. Uśmiechają się cały czas, rozmawiają w autobusie z nieznajomymi
3. Mój szef. Wiadomo, jest biznesmenem, więc musi też pilnować interesu i nie spełniać mojej każdej zachcianki, ale jest naprawdę spoko. Zabiera mnie czasem na kolacje, czy lunche, zawsze mogę na niego liczyć, kiedy coś mi nie działa w mieszkaniu, albo kiedy potrzebuję pomocy z czymkolwiek, zawsze ma dla mnie czas i ucho do wysłuchania.
4. Bliskość oceanu. To piękne móc obudzić się rano, ubrać się w strój i po prostu pójść na plażę poczytać książkę. Bieganie wieczorem też jest super. Bryza, szeroka promenada, i mnóstwo kiosków sprzedających napoje, w tym wodę kokosową, która jest idealnym izotonikiem. Do tego dużo ludzi uprawiających sport, więc do tego świetna motywacja.
5. Akceptacja własnego ciała. Na plaży wszyscy noszą bikini, większość ze stringami. Nikt nie przejmuje się cellulitem, tłuszczem czy obwisłą skórą. Na co dzień każdy nosi to, na co ma ochotę, obcisłe koszulki, króciutkie spodenki czy prześwitujące bluzki
6. Jedzenie. Brazylia to nie tylko świeże owoce. To również pyszna wołowina, fasola, tapioca, acai, caipirinha, ciasta, .... Dużo by wymieniać. Jedyny problem to to, że wszystko jest smażone, przesłodzone, przesolone, więc trzeba bardzo uważać na figurę.
7. Kolorowe ubrania. Od początku mojego pobytu kupiłam sobie ogromną ilość kolorowych sukienek, spódnic, spodenek, koszulek. Tu wszyscy noszą takie ubrania, bardzo rzadko widzi się osobę ubraną całą na czarno. Myślę. że to wpływa też na nastrój: jak się widzi szarobure ubrania wokół nie chce się uśmiechać, kolory przynoszą więcej życia i radości.

Na dzisiaj tyle, ale myślę, że za jakiś czasu pojawi się druga część tej listy.

czwartek, 8 października 2015

problemy w szkole i brazylijski sposób radzenia sobie z nim

W życiu każdego chyba nauczyciela zdarzają się niezadowoleni rodzice, nieporozumienia i inne wersje wydarzeń. Tak też zdarzyło się w moim. Pewnego razu zdenerwowałam się trochę za bardzo, zachowałam się nie do końca poprawnie, a mój uczeń zrozumiał to inaczej niż planowałam, co zaowocowało matką grożącą mi lub szkole pozwem i moim spotkaniem z koordynatorem akademickim i dyrektorką szkoły.
Powiedziałam jak było, przyznałam się do błędu, ale zaprzeczyłam wersji ucznia. Oni poszli zapytać pozostałych uczniów o wersję wydarzeń, która pokrywała się z moimi. Mieli kilka uwag, przede wszystkim różnice kulturowe zostały zauważone, ale nie chcieli zmiany nauczyciela. Po kolejnej rozmowy z mamą ucznia, ta zgodziła się przyjąć moją wersję wydarzeń i nawet nie chciała osobistych przeprosin, ale poprosiła o moją szczerą rozmowę z jej synem, abyśmy mogli sobie wyjaśnić wszystkie problemy (to jest mój najtrudniejszy uczeń i czuje, że się na niego uwzięłam - według mnie jest to zrozumiałe skoro tylko on utrudnia mi życie). Na koniec spotkania z moimi szefami dostałam pokrzepiające słowa, porady i ... przytulańca.
Nie zgadzam się z wieloma rzeczami i sposobem, w jakim Brazylijczycy radzą sobie z problemami, ale uważam, że ta sytuacja była przeprowadzona w sposób cudowny. I za tym będę na pewno tęsknić.

wtorek, 29 września 2015

aklimatyzacja

Musze przyznac szczerze, ze mam problemy z aklimatyzacja. Wiem,jestem tu juz 8 miesiecy, wiec ten etap powinien byc juz dawno za mna. Problem polega ma tym, ze choc poznalam ta kulture dobrze i przezylam juz ten pierwszy szok kulturowy, nadal nie potrafie sie tu odnalezc. Brakuje mi najprostszych rzeczy i nie potrafie sie przekonac do brazylisjkiego stylu zycia. Brakuje mi dyskotek, gdzie kazdy tanczy indywidualnie do amerykanskich hitow. Nie potrafie sie przelamac, zeby dobrze sie bawic przy sambie, forro czy ashe, bo wydaje mi sie, ze nie potrafie sie odpowiednio poruszac, a dotyk kogos obcego nadal mi przeszkadza. Brakuje mi wyjdc na kawe i ciacho. Nadal dziwnie sie czuje pijac piwo rano. Brakuje mi mezczyzn ustepujacych mi miejsca w autobusie, choc wiem, ze przeciez wcale go nie potrzebuje (choc autobusy to temat na osobny post, choc nie wiem, czy jestem w stanie to przedstawic, bo tego po prostu trzeba doswiadczyc). Brakuje mi rozmow 'o czyms' i brakuje mi konkretnych informacji.
Wiem, ze to ja jestem winna tego, ze nie potrafie sie tu zrelaksowac i brac wszystkiego 'jak leci', bez potrzeby kwestionowania tego. Ale walka trwa dalej.

piątek, 25 września 2015

brazylijskie problemy

Jak zapewne wiecie, Brazylia boryka sie. wieloma problemami. Najwazniejsze prawa obywatela, czyli prawo do edukacji, sluzby zdrowia i bezpieczenstwa, sa tu nieprzestrzegane. Tylko najbogatsni maja szanse wiesc normalne zycie,a i tak nie jest ciekawie. Szkoly panstwowe istnieja, ale klasy sa przepelnione, szkoly sa niedofinansowane, wiec warunki sa zatrwazajace, nie ma kilmatyzacji w klasie (uwierzcie mi, tu sie nie da bez niej), a dzieci pochodza z marginesow spolecznych, wiec do tego jest niebezpiecznie. Dlatego jesli chce sie do czegos w zyciu dojsc, trzeba isc do szkoly prywatnej. Ta kosztuje od tysiaca w gore, za miesiac, za jedno dziecko. Sluzba zdrowia jest porownywalna z nasza polska, wiec nie ma co sie rozpisywac, ale znowu, bez kasy ani rusz. Bezpieczenstwo, a wlasciwie jego brak to juz legenda. W rzeczywistosci chyba jest gorzej niz sie mowi. Bo nie tylko napady z bronia reku sa na porzadku dziennym. O czym sie nie mowi to to, ze jezeli nie masz nic przy sobie, to mozesz zostac zastrzelona ze zwyklej zlosci. Dlatego Brazylijczycy nosza ze soba dwa telefony i zawsze maja przy sobie pieniadze. Jazda autobusem to zajecie dla biednych, wszyscy, ktorych na to stac podrozuja samochodami, moi nastoletni uczniowie musza czekac na swoich rodzicow po kazdej lekcji. A ja nie jezdze autobusami po 21, choc najchetniej nie jezdzilabym juz po 18, kiedy jest ciemno.
I wiecie co? Brazylijczycy sa jednym z najszczesliwych krajow na swiecie. Wiedza, ze jest zle, ale mimo to usmiechaja sie, tancza na ulicach i sa mili. Mysle, ze tego podejsia powinnysmy sie od nich uczyc.

wtorek, 22 września 2015

ach te zwiazki

Ostatnio duzo mysle o zwiazkach. I tak sobie mysle, ze najczesciej slysze narzekania na facetow od dziewczyn bardzo specyficznych, trudnych i bezkompromisowych. Rzadko w tym narzekaniu przyznania sie do bledu, wziecia winy na siebie czy proby zrozumienia. 'Ja daje, wiec mi sie nalezy'. To niestety tak nie dziala. On tez daje, kazdego dnia. Kazdego dnia, kiedy urzadzasz mu karczemna awanture o glupote, bo 'chcesz emocji', on daje Ci zrozumienie. Kazdego dnia, kiedy jeczysz, ze on juz Cie napewno nie kocha, on daje Ci zapewnienia milosci, na ktore nie ma ochoty. Kazdego dnia, kiedy strzelasz focha, on daje Cinswoja cierpliwosc.
Pomysl o tym, kiedy nastepnym razem bedziesz narzekala na jego brak romantycznosci, sarkastyczne poczucie humoru czy nieposwiecanie Ci calej swojej uwagi.

sobota, 12 września 2015

na wzór rodziców

Jak to jest, że kopiujemy zachowania naszych rodziców,które nas tak bardzo w nich drażnią? Jak to jest, że dostajemy więcej cech od tego rodzica, który irytuje nas najbardziej? No i jak z tym walczyć?
Pozostawiam te pytania licząc, że ktoś mądry przyjdzie i odpowie. Bo ja próbuję walczyć, ale mi nie wychodzi i posyłam ciosy osobie, która na nie nie zasługuje. A to przecież nieładnie.

wtorek, 8 września 2015

dość!

Koniec narzekania! Koniec marudzenia! 
Czas wziąć się w garść i cieszyć się tym,co mam, a mam tak dużo!

wtorek, 1 września 2015

Lençóis Maranhenses

Sao Paolo jest wedlug mnie najbardziej europejskim miastem w Brazylii. Dlatego troszke szokiem byl dla mnie widok Sao Luis na polnocy Brazylii. Sao Luis to stolica jednego z naujbozszych regionow w Brazylii. I ta biede widac na kazdym kroku.
Do Sao Luis pojechalam nieprzygotowana. Znalam znazwe hostelu i adres, ale nie wiedzialam, jak tam dojechac. Wiedzialam, ze zeby dostac sie na Lencois musze dojechac do Barreinhas, ale nie wiedzialam, jak tego dokonac.
Na szczescie juz od samego poczatku przesladowalo mnie szczescie. W autobusie z lotniska poznalam pare z Sao Paolo, ktora jechala do tego samego hostelu. Oni pytali o droge i nawigowali mnie w miescie, wiec dojechalam bez problemu. I od razu w pokoju poznalam inna Brazylijke z Sao Paolo. Pogadalysmy sie i juz narodzila sie przyjazn. To ona powiedziala mi, ze powinnam jechac do innego miasta, bo tam ladniej i taniej i sa laguny. Ustalilysmy, ze od teraz bedziemy trzymac sie razem.
A zatem zarezerowala nam miejsce w vanie, ktory wyruszal o 2 w nocy. O drugiej podjechalo auto, ktore poprzewozilo nas po calym miescie zgarniajac jeszcze dwie inne osoby. W koncu dotarlismy do vana, ktory niestety nie byl niczym, czego sie spodziewalam. twarde fotele, ktore sie nie klada, brak amortyzacji i glosne towarzystwo totalnie uniemozliwilo tak potrzebny sen. Okolo 6 dojechalismy na parking, gdzie mielismy sie przesiasc na pick upy. To takie dosc spore auta, ktore maja za naczepie zamontowane fotele i dach. Okazuje sie, ze Santo Amaro jest po prostu posrodu pustyni i nie ma tak drog, wiec trzeba tam dojechac specjalnym autem z duzymi kolami. Ja poszlam do przodu, do srodka auta a ze mna zamiast Cynthii przyszedl jakis pan. Nie umialam zrozumiec, o czym panowie do mnie mowili i bylam tak zmeczona, ze mialam halucynacje. Co chwile mi sie wydawalo, ze zamiast korzenia jest przede mna pies, a zamiast drzewa - panie.
W koncu doejchalysmy na miejsce. Nie mialysmy zarezerwowanego hotelu, wiec musialasmy jechac od hotelou do hotelu i pytac o cene. W koncu znalazysmy dom z takimi jakby barakami, gdzie cena byla bardzo przyzwoita. I kiedy juz myslalam, ze sie nareszcie poloze okazalo sie, ze wlasciciel tego hotelu wyrusza wlasnie na calodniowa wycieczke po Lencois, wiec szybko sie przebralysmy i pojechalysmy koejnym pick-upem.
Coz moge powiedziec? To zdecydowanie najpiekniejsze miejsce, jakie w zyciu widzialam. Bialy piasek i niebieskie laguny. Ludzie, z ktorymi tam bylam mowili po angielsku, a jedna nawet po slasku! Kiedy w koncyu dostalam sie na gore auta, zeby moc robic milion zdjec, auto wjechalo w dziure i tak podskoczylam na siedzeniu, ze wyladowalam z ogromnym siniakiem na posladku. Kierowca zatrzymywal sie od czasu do czasu, zebysmy mogli poplywac, pochodzic i porobic zdjecia. Potem przerwa na lunch i znowu pustynia, zeby zobaczyc zachod slonca. Nastepnego dnia pojechalam znowu do Sao Luis, skad udalam sie do Fortalezy.

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Sao Paulo

Sao Paulo nie nalezy do najpiekniejszych miast. Wielka betonowa dzungla z wysokimi wiezowcami. Wszystko jest drogie i przereklamowane.Mimo to, Sao Paulo skradlo moje serce. To chyba jedyne miesjce w Brazylii, gdzie ludzie pracuja naprawde ciezko, gdzie zostaja w pracy po godzinach i gdzie stresuja sie praca. Glowna ulica, Paulista, to miejsce w znacznej wiekszosci zabudowane drapacza chmur, z przeogromna iloscia luksuksowych centrow handlowych i drogich kafejek.Tam tetni zycie miasta. Niedaleko od tej ulicy znajduje sie najwiekszy park w Sao Paulo, gdzie tlumy wybieraja sie na weekendowe bieganie, pedalowanie czy spacery. W Sao Paulo znajduje sie ogromna ilosc muzeow, dla kazdego sie cos znajdzie.
Jest rowniez stare miasto, ktore jak wiekszosc starych miast w Brazylii jest zamieszkana przez bezdomnych przez co jest postrzegane jako niebezpieczna dzielnica. Ale rowniez bardzo ciekawa. Mozna tam znalezc zarowno katedre , koscioly i teatr, ktore zostaly zbudowane na wzor tych europejskich, ale rowniez pierwsze wiezowce. Tam tez mozna wjechac za darmo na najwyzsze pietro jednego z budynkow mieszkalnnych i podziwiac, jak bardzo to miasto przypomina betonowa dzungle.
Spotkalam tam rowniez swoich znajomych, szczegolnie dziewczyne, ktora goscilam w Katowicach 3 lata temu, zjadlam pyszne japonskie sushi, zmarzlam, spalam w hostelu, gdzie nikt nie mowil po angielsku i wydalam zdecydowanie za duzo pieniedzy.
Z zalem wiec wybieralam sie z powrotem na polnoc, gdzie czekala na mnie przygoda mojego zycia.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Kurytyba

Ogrod Botaniczny
Kurytyba zrobila na mnie najgorsze wrazenie. Mysle, ze przyczynily sie do tego tez moje oczekiwania. Kurytyba to miasto, do ktorego wyemigrowalo wielu Polakow. Dlatego spodziewalam sie, ze bede tam taka troche atrakcja turystyczna, ze wszyscy beda dla mnie serdeczni tylko i wylacznie z powodu mojej narodowosci. Kurytyba jest uwazana za miasto najbardziej europiejskie w Brazylii, z dobrym transportem publicznym i mnogoscia parkow. Po raz kolejny przekonalam sie, ze nie warto miec oczekiwania przed przyjazdem do miasta. Gdybym nie mieszkala w Brazylii i pojechala do Kurytyby prosto z Polski, nawet nie zauwazylabym, ze ludzie nie sa zbyt mili. I wlasnie to mialo duzy wplyw na moj odbior tego miasta. Pogoda tez bardzo sie do tego przyczynila, bo padalo caly czas i bylo zimno (mysle, ze pogoda tez wplywa na ludzi i dlatego sa tacy 'polscy' w swoim zachowaniu i tacy inni od ludzi z polnocy). Samo miasto rzeczywiscie ma wiele parkow, ale dla mnie nie bylo to nic niezwyklego (choc znowu pogoda mogla sie przyczynic i zwiedzanie wiosna byloby po prostu ciekawsze). Nawet zdjecia wyszly mi srednio i szaro, dokladnie tak jak zapamietalam to miasto.
Muzeum Oskara Niemeyera
Miejscem, ktore najbardziej mi sie podobalo bylo Muzeum Oscara Niemeyera. Sam budynek jest bardzo "jego", wyglada jak statek kosmiczny z wielkim okiem i bialymi scianami. W srodku byly ciekawe wystawy sztuki nowoczesnej.
W Kurytybie znajduje sie rowniez Muzuem Polskie, z najbrzydszym pomnikime Jana Pawla II-ego, jaki kiedykolwiek widzialam, i ze skansenem, ktory w sumie byl dosc dobrze zrobiony. Tam mozna bylo znalezc dom typowego Polaka, jego schowek i kosciol. Byl tez calu pokoj z religijnymi przedmiotami oraz inny ze zdjeciami papieza ze slawnymi ludzmi.
Morretes
Ostatniego dnia pojechalam do Morretes, malutkiego miasteczka z widokiem na gory i nad rzeka. Miasteczko bylo dosc ladne, ale dosc nudne. Bylo ladnie, ale historyczna czesc miasteczka byla tak mala, ze wystarczylo 10 minut, zeby je przejsc. Do tego bylo zimno i mokro.
Dlatego z radoscia wsiadalam do autobusu zmierzajacego w strone Sao Paulo.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rio

Laptop nadal nie dziala, choc juz jest lepiej, teraz brakuje mi tylko spacji, v, r i n, wiec pisze z komputera w pracy, wybaczcie brak polskich znakow.
schody pomiedzy Lapa a Santa Teresa

O Rio moznaby pisac godzinami. I niewiele mozna powiedziec, czego juz sie nie wie. W Rio poraza ilosc fawel oraz gorek. Mnie porazily tez ceny. Po 60zl za wjazd na Chrystusa i Gore Cukrowa troszke mnie zbilo z tropu. Rio to nie tylko fawele, ale tez plaze, jak np. Ipanema czy Copacabana, ale tez wiele innych (np. Praia Vermelho tuz przy Gorze Cukrowej). Do tego mamy Stare Miasto, ktore mnie rozczarowalo jako ze mialo tylko kilka interesujacych budynkow (ktore zostaly zbudowane na wzor Luwru i Operu w Paryzu). Jest tez Lapa z pieknymi budynkami, ktore wieczorem zamieniaja sie w bary i wypelniaja sie ludzmi. Tuz prz Lapie jest Santa Teresa, polozona ponad miastem, miejsce, w ktorym mozna znalezc wielu artystow (ale nijak sie to ma to atmosfery Monrtmarte). Oaza spokoju jest Ogrod Botaniczny wypelniony roznymi egoztycznymi roslinami, ze szklarniami z kaktusami i orchideami na czele. Tam tez mozna spotkac malpki. Ja mialam niewatpliwe szczescie byc w Rio, kiedy byla tam wystawa Picasso w Centrum Kulturalnym Banku Brazylii, bardzo dobra i ciekawa wystawa, a do tego kompletnie za darmo (choc swoje w kolejce trzeba bylo wystac).
Ogrod Botaniczy
Wielu turystow wybiera sie na wycieczke do faweli, nawet sa biura podrozy, ktore sie tym zajmuja. Ja dlugo bilam sie z myslami, czy to zrobic czy nie. Z jednej strony wiem, ze to ciekawe i niezwykle, ale z drugiej nie czulabym sie w porzadku odwiedzajac czyjes domy tylko po to, zeby mi wspolczuc. To troche tak jakby do mojego domu przyjechala banda milionerow i wspolczula mi i mojej rodziny, ze mamy tylko to, ze ogrodek maly i jakos tych pokoi malawo i w ogole co to za wanna. A na koniec zostawiliby nam jakies jedzenie. Co myslicie, przesadzam?
Jako ze planowalam zostac w Rio tylko tydzien, musialam zmienic hosta i przenioslam sie do Niteroi, malego miasteczka po drugiej strony zatoki. Byla to bardzo dobra decyzja, bo miasteczko okazalo sie dosc ciekawe z budynkami Oscara Niemeyera, plaza z widokiem na Rio i Gore Cukrowa, a takze moja host okazala sie bardzo interesujaca osoba. Pelna energii, optymizmu i planow na zycie, rok po wygraniu walki z rakiem, nauczyla mnie bycia bardziej otwarta na ludzi i to, co zycie przynosi nam kazdego dnia.
Jedyne, czego mi w Rio zabraklo to ludzi. Oczywiscie, byla Munah, ale poza tym nie poznalam nikogo wartego wspomnienia. Spodziewalam sie, ze kazdego dnia poznam nowych ludzi, ale jakos sie to nie stalo. Tam mialam okazje naprawde wsluchac sie w siebie i w to, czego w zyciu chce. Z zalem wyjezdzalam po 12 dniach, myslac o pierogach i tych wszystkich Polakach w Kurytybie.

niedziela, 5 lipca 2015

Belo Horizonte

Troszke spozniona, ale dopiero teraz udalo mi sie dorwac laptop.
Belo Horizonte bylo niejscem, do ktorego nie planowalam pojechac podczas pierwszych zamyslow. Dodalam je do trasy tylko dlatego, ze potrzebowalam posrednika pomiedzy Salwadorem a Rio (oczywiscie zapomnialam sprawdzic, ze pomiedzy Salwadorem a BH jest 1400km, czyli i tak musialam leciec, wiec moglam rownie dobrze je ominac). Cale szczescie o fakcie, ze dystans jest tak wielki dowiedzialam sie juz po przyjezdze do Salwdorze, bo inaczej ominelabym to miasto i stracilabym naprawde wiele.
Ouro Preto
Samo miaste nie jest turystyczne. Jest bardzo europiejskie, bardzo zielone, autobusy sa dobrze zorganizowane, nowoczesne, zrozumiale. Czulam sie tam momentami naprawde bezpiecznie i nie musialam prosic ludzi o pomoc w autobusie. Lotnisko tez zrobilo na mnie wrazenie, mysle, ze zostalo zbudowane na Mistrzostwa i zrobiono to nowoczesnie. Zaskoczyla mnie ilosc parkow i drzew, naprawde mozna tam bylo wypoczac, choc przeciez nie ma dostepu do oceanu.
Ale to, co mi najbardziej przypadlo do gustu do Ouro Preto, malenskie miasteczko gornicze z kolonialnymi budynkami. Strome brukowane uliczki, kolorowe budynki i mnostwo kosciolow dodaja duzo uroku.

Innym ciekawym miejscem bylo Inhotim, ogromne otwarte muzeum. To tak naprawde park z
kajedoskop w Inhotim
wieloma galeriami, w ktorych znajduje sie sztuka nowoczesna.
Moim ulubionym pokojem byl pokoj z hamakami, gdzie na scianie pokazywane byly slajdy z Jimi Hendriksem wykonane przy pomocy zdjec i ... kokainy, a z glosnikow wydobywala sie jego muzyka. Piekne miejsce, ciche, spokojne i bardzo inspirujace.
 
Juz blizej BH znajduje sie Pampulha z kosciolem najslynniejszego architekta Brazylii, Oscara Niemeyera. A takze jezioro z trasami rowerowymi i mnostwem zieleni. Kolejna oaza spokoju.

Mieszkalam tam w duzym mieszkaniu zamieszkalym przez 4 ludzi. Kazdy z nich ma odpowiedzialna prace: dla rzadu, banku czy wlasnego ojca, ktory prowadzi swoje restauracje. Ja mialam okazje poznac ich w sobote podczas imprezy przez nich organizowanej. Wszyscy pili ile popadnie, calowali kogo popadnie (czasem po kilka osob jednego wieczoru). Impreza skonczyla sie o polnocy, przeniesli sie do knajpy, a nastepnie do domu, gdzie przesiadywali w kuchni do 5 rano, a obudzili sie o 8 probujac sobie przypomniec, co sie dzialo noc wczesniej i kto calowal kogo.
chlopaki graja na balkonie po calonocnej imprezie
Ja nie bawilam sie tak dobrze, bo wszyscy mowili tylko po portugalsku, a zespol gral hity muzyki brazylijskiej, ktorych ja niestety nie znam i nie moglam spiewac z innymi. Bylam strasznie nieszczesliwa rano, bo naprawde potrzebowalam snu, ale jako ze ta wycieczka miala byc proba przelamania sie i robienia rzeczy, ktorych nie robie na codzien, nie zaluje niczego.

piątek, 26 czerwca 2015

Salvador

Jestem dopiero na poczatku swojej podrozy i dopiero zwiedzilam moje pierwsze miasto, ale mam czas, wiec cos napisze na swiezo o Salwadorze. Nie wiem, czy pozostale miejsca tez uda mi sie na biezaco opisac, ale sprobuje.
Salwador to bardzo ciekawe miejsce. Co rzuca sie na pierwszy rzut oka to jego pietrowatosc. Budynki zawsze pietrza nad Toba, a jako ze to w wiekszosc fawele, to sa zniszczone i nalozone na sobie wbrew wszelkim zasadom bezpieczenstwa. Kurcze, pieknie to wyglada. Bo wokoj jest sporo zieleni.
Stare Miasto, Pelourinho, zrobilo na mnie ogromne wrazenie. Ja taka sroka jestem, kreca mnie kolory, a tu domek na domki w roznych odcieniach i barwach, do wyboru do koloru, doslownie. Ulice brukowane, pod gorke, z gorki, i mnostwo kosciolow. Na kazdym rogu, na kazdej ulicy policjanci z pistoletami i karabinami pilnuja porzadku. Ale mimo to czulam sie niekomfortowo.
Sa tez plaze, ale nie korzystam, bo za zimno. Wokol jest mnostwo pieknych plaz zreszta, mozna doplynac statkiem albo pojechac autobusem (czesc pieknnych plaz jest na wyspach), ale cena zbila mnie totalnie z tropu i nie pojechalam.
Niestety, nie pojechalam na Chapade Diamantine. Wole sie bardziej zorganizowac, na wiecej dni, i z towarzystwem. Mysle, ze to idealna wycieczka dla mojej mamy, wiec wroce do Salwadoru w pazdzierniku.
Mam tylko nadzieje, ze nie bede musiala czekac na autobus po dwie godziny jak dzisiaj az w koncu wziac taksowke. Nie wiem, czy to ja zawinilam czy co, ale nie udalo mi sie wrocic do domu autobusem, choc czekalam dwie godziny, az zostalam prawie sama na przystanku i sie przestraszylam.
Takze Mamo, szykuj sie.

niedziela, 21 czerwca 2015

'Skończ pierdolić...'

Dość narzekania, czas na życie!
Nie wierzę w to, co się ze mną stało! Pół roku temu cieszyłam się nieprawdopodobnie z powodu wyjazdu do Brazylii. Teraz ciągle narzekam, krytykuję i widzę same negatywy.
Zawsze powtarzałam, że spełnienie marzeń jest w naszych rękach,trzeba się tylko postarać. Teraz jestem zbyt leniwa, żeby przygotować się do egzaminu potwierdzającego moją znajomość angielskiego.
Uczenie było dla mnie źródłem radości. Teraz olewam lekcje, przygotowuję je 'na kolanie' i odliczam dni do urlopu.
Kiedyś wychodziłam z domu jak tylko mogłam, teraz rzadko opuszczam pokój.

Czas na zmiany! Czas na powrót do siebie sprzed lat! Czas na działanie!
A motywację niech będzie ten tekst: http://ucieczkadoraju.pl/skoncz-pierdolic-i-wez-sie-kurwa-ogarnij/

czwartek, 18 czerwca 2015

niezaspokojony apetyt

Kiedy w styczniu 2014 dostałam pracę w Moskwie, byłam niesamowicie szczęśliwa. Moskwa nie była spełnieniem moich marzeń, ale traktowałam to jako krok na drodze do osiągnięcia tego, czego chcę, zdobycie doświadczenia i niepowtarzalne doświadczenie. Po około trzech miesiącach już chciałam wyjeżdżać. Miesiące mi się dłużyły i jedyne, co miałam w głowie to ciepły, latynoski kraj.

Kiedy dostałam pracę w Brazylii, byłam niesamowicie szczęśliwa. Zawsze chciałam spróbować życia w Południowej Ameryce, mieszkać blisko oceanu i w ciepłym klimacie. Po około trzech miesiącach zaczęłam narzekać i zastanawiać się, gdzie wolałabym być.

Dzisiaj mój chłopak i przyjaciółka starają się o pracę we Włoszech i Hiszpanii, a mnie z zazdrości skręca. Ale dzisiaj w końcu zrozumiałam, że tu nie chodzi o to, w jakim kraju mieszkam, w jakiej szkole pracuję czy ile zarabiam. Ja po prostu już zawsze będę niezadowolona, zawsze będę chciała być gdzie indziej, the grass will always be greener. Niby wydaje się to normalne i nieszkodliwe, ale niestety sprawia to, że nie potrafię się cieszyć tym, co mam i co udało mi się osiągnąć.

Tylko jak się z tego otrząsnąć?

czwartek, 4 czerwca 2015

wielka wyprawa

Za równo trzy tygodnie wyruszam na swoją wielką wyprawę po Brazylii. Kiedy opowiadam o tym ludziom, ci wyobrażają mnie sobie przedzierającą się przez dżunglą z maczugą w ręku, płynącą statkiem po rzece zajadającą się piraniami. Wtedy przychodzi moment rozczarowania, bo nie planuję żadnej z tych rzeczy. Robię objazdówkę po miastach, liczę na poruszające serce i umysł spotkania, długie spacery, mnóstwo zdjęć, kupę śmiechu i relaksu. Jestem w równych ilościach podekscytowana jak i zestresowana. Boję się tego jak bardzo niebezpieczne te miasta okażą się być, boję się zgubić i nie potrafić znaleźć drogi powrotnej, boję się, że zabraknie mi pieniędzy, boję się bycia samą w wielkim mieście i boję się sama podróżować po Dolinie Diamantina, Morro de Sao Paolo czy Górze Cukrowej. Boję się, że się nie wyrobię z czasem, że wszystko zajmie mi więcej czasu niż planowałam. Ale wszystkie te obawy nie są w stanie mnie powstrzymać, dzisiaj rezerwuję bilety i już nic mnie nie zatrzyma!

środa, 27 maja 2015

nauka proszenia

Proszenie nigdy nie przychodziło mi łatwo. Zdecydowanie odziedziczyłam to po tacie i nie jestem z tego ani odrobinę dumna. Gdzieś w głowie chyba mam przekonanie, że proszeni jest uwłaczające. Mogłoby się wydawać, że skoro po raz trzeci mieszkam w kraju, którego językiem się nie posługuję to powinnam mieć tą 'umiejętność' wyuczoną. A okazuje się, że jednak nie. Zepsuł mi się aparat. Tragedia dla osoby, która za 3 tygodnie wyrusza na jedyną w życiu wycieczkę po Brazylii. Unikałam proszenia ludzi jak ognia. Rzucałam tematem tu i tam mając nadzieję, że ktoś SAM ZAPROPONUJE pójście ze mną. Kiedy nikt tego nie zrobił, w ostatniej minucie poprosiłam znajomego. Nie mógł ze mną iść, ale zadzwonił, wytłumaczył co i jak i jutro odbieram naprawiony aparat. Za 3 tygodnie ruszam w samotną wycieczkę po Brazylii. Pomoc ludzi będzie mi na pewno bardzo potrzebna. Czas nauczyć się o nią prosić.

niedziela, 24 maja 2015

przeprowadzka?

Kiedy pisałam notkę o Recife, pisałam, że miałabym okazję się tam przenieść. Wtedy nie rozważałam tej opcji na poważnie, ale kilka rzeczy się wydarzyło w tak zwanym międzyczasie.
Dave miał rozmowę o pracę w mojej szkole i poszło mu świetnie, wszyscy byli bardzo zadowoleni. Nie wiadomo jednak, czy będą chcieli go zatrudnić, bo zależy to od liczby nowych uczniów. Recife ma więcej szkół, więcej ludzi i większe szanse na zdobycie nowych grup. 
Moja współlokatorka, która jednocześnie jest managerem mojej szkoły powoduje we mnie ciągłą frustrację. Głównie jako manager. Niestety, coraz ciężej przychodz mi udawanie,że wszystko jest w porządku, kiedy jestem w domu.
W Natal zaczynam się nudzić. Jestem ciągle sama, jedyne atrakcje tutaj to plaże, do których muszę dojechać autobusem, na który muszę czekać godzinami. Bycie samej na plaży to też nie do końca frajda.
Niesamowicie brakuje mi możliwości przyjmowania ludzi w gości, szczególnie podróżników z couch surfingu. Codziennie sprawdzam stronkę i aż mi się płakać chcę jak widzę tych wszystkich ciekawych ludzi przemykających mi pod nosem. 

Dlatego zdecydowałam się poprosić mojego szefa o przeprowadzkę. Na 90% zamieszkam w Recife, tuż przy plaży. Trzymajcie kciuki, żeby te 10% zostały dołożone!

niedziela, 3 maja 2015

depresyjny post

Rzeczy, które zrobiłam w ostatnim czasie, który mialy mnie rozweselić, a mnie zdołowały:
1. Wizyta Dave'a
2. Wycieczka do Recife
3. Wycieczka do Buenos Aires
4. Przejście na dietę
5. Planowanie wycieczki po Brazylii
6. Planowanie życia po Brazylii.

Z Davem przy moim boku zrozumiałam jak bardzo mi go brakowało i jak bardzo potrzebuję go w swoim życiu. I jak bardzo chcę, żeby ze mną został od drugiego semestru. Marne są na to szanse, a tęsknota mnie dobija, stad dół.

Pobyt w dużych miastach, a szczególnie w Buenos uświadomił mi jak bardzo mi tęskno do kultury, do ludzi, do architektury. Buenos jest zdecydowanie miejscem, w którym mogłabym pomieszkać i zdecydowanie czuć tam duch Europy, której mi tutaj strasznie brakuje.

Dieta pochłania dużo czasu i pieniędzy. Brakuje mi soli, brakuje mi czekolady i brakuje mi pizzy. Od dwóch miesięcy uważam na to, co jem i chodzę na siłownię 5-6 razy w tygodniu, ale rezultatów nie ma, więc nie tylko depresja, ale też brak motywacji.

Ciężko mi się zdecydować, co chcę w Brazylii zobaczyć, a i z kasą wybitnie ciężko. Z jednej strony nie chcę za dużo planować i iść na żywioł, a z drugiej wiem, że powinnam już planować loty, żeby było taniej.

Teraz gdy mam Dave'a planowanie przyszłości nie jest już takie łatwe. Będzie nam trudno znaleźć pracę razem i pewnie jedno z nas będzie musiało połazić i poszukać pracy już na miejscu.

O szkole mogłaby narzekać godzinami. Ale po co.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Recife

Moja druga wizyta w Recife zmotywowała mnie do opowiedzenia o tym mieście, a szczególnie skoncentrowanie się na różnicach pomiędzy Natal i Recife. W obu tych miastach moja szkoła ma siedziby, mój szef tutaj mieszka i pewnie jakbym chciała zostać jeszcze jeden rok to mogłabym poprosić o transfer. Ale chodzi o to, że ja nie wiem, czy chciałabym o ten transfer prosić.
Recife jest znaczenie większe od Natal, to jest prawdziwie miasto, z prawdziwym centrum, Starym Miastem, imprezami i tłumami. Jest tu naprawdę wiele do zobaczenia, transport publiczny działa bardzo dobrze, jest dużo plaż, dużo ładnych ulic i kilka zielonych miejsc.
Ale Recife ma też problemy typowego dużego brazylijskiego miasta. Jest tu niebezpiecznie, brudno i zatłoczenie. Widok rodzin śpiących na ulicach łamie serce. Rzeki i ulice śmierdzą, jest mnóstwo śmieci, bezdomnych i brudnych zwierząt oraz rozkładającego się jedzenia. Jest tu więcej obcokrajowców niż w Natal, ale znajomość angielskiego jest tak samo nikła

Jeśli chodzi o 'krajobraz' to Recife posiada piękne stare miasto, oczywiście, znowu, z mnóstwem śmieci, graffiti i podejrzanie wyglądającymi ludźmi. Zaskakuje ilość domów-ruder czy mieszkań do wynajęcia. Chyba w Europie bardziej dbamy o zabytki, tu chyba to po prostu za drogie, więc zostawia się je samym sobie.
Niedaleko od Recife znajduje się Olinda, absolutnie piękne miasteczko, na liście UNESCO. Uliczki wspinają się w górę i schodzą w dół, a przy nich piękne kolorowe domy, tym razem zadbane. To miasteczko artystów, wydaje się, że każdy mieszkaniec ma coś wspólnego z muzyką czy sztuką. Miejsce to jest magiczne, tuż przy plaży, idealne na weekendowe spacery.
Mieszkańcy Recife strasznie chwalą swoje plaże. I nie wiem, czy to dlatego, że ja nie jestem jakąś wielką fanką przesiadywania na plażach całymi dniami, czy dlatego, że Natal ma fajne plaże, czy dlatego, że Gwadelupa ukradła moje serce, ale ja nie byłam ani trochę zachwycona. Ot, woda i piasek, kilka palemek i mnóstwo sprzedawców. To już któryś raz, że Brazylijczycy zachwycają się totalnie skomercjalizowanymi plażami, pełnej ludzi i drogiego jedzenia. Im się chyba wydaje, że dzięki temu są światowi, europejscy i my turyści dokładnie tego oczekujemy i po to lecimy tak daleko.

wtorek, 31 marca 2015

podróżowanie

Kiedy w pracy jest źle, kiedy ogólnie jest źle, kiedy się tęskni... Podróżowanie JEST odpowiedzią.
Jadę do Recife w czwartek i mam cudowny plan zwiedzania, zaplanowane spotkania z fajnymi ludźmi i dużo czasu z dala od szkoły i problemów. Za kilka dni jadę do Buenos, korzystając z mojego ukochanego couch surfingu i na samą myśl o tym niecierpliwe przestępuję z nogi na nogę. Nawet zarezerwowanie hotelu dwie godziny od Natal dla mnie i dla Dave'a przyspieszyło bicie mojego serca.
Podróżowanie to miłość mojego życia, odpowiedź i rozwiązanie problemów.

niedziela, 29 marca 2015

Polki podróżniczki

Często moi znajomi z innych krajów mówią, że będąc za granicą nie przyznają się skąd są, nie chcą integrować się z swoimi rodakami, ani się z nimi zadawać.
Ja z kolei nie wiem który to już raz spotykam niesamowitego Polaka. Jakoś mam wyjątkowe szczęście spotykać wspaniałe Polki. Gdziekolwiek pojadę, prędzej czy później znajdę/odezwie się do mnie na couch surfingu. Minuta rozmowy i już wiem, że będzie super. Widzimy się i czuję się jakbym znała się z nimi od lat. Wiek nie gra roli, inne pochodzenie, czy inny dialekt (okazuje się, że choć nie władam gwarą, zdarza mi się wtrącać śląskie słowa, z czego nie zdawałam sobie sprawy).
Nie wiem, czy powinnam generalizować, ale bazując swoją opinię na WSZYSTKICH Polkach jakie spotkałam podczas wszystkich swoich podróży, Polki są niesamowicie samodzielne i niezależne, żądne przygód i nieziemsko odważne. Znają kilka języków, są otwarte, nie wstydzą się, zagadują do ludzi, śpią w nieluksusowych warunkach. Mają wiedzę geograficzną i historyczną, przyjeżdżają do kraju przygotowane, z otwartymi umysłami i sercami. Po spotkaniach z nimi jestem zawsze dumna, że jestem Polką i zmotywowana do działania, do wyzbycia się lęków i poszerzania wiedzy, na temat wszystkiego.
(Kasia, Kora, Martynka, to między innymi o Was. Dziękuję!)

czwartek, 19 marca 2015

nasze życie czy życie innych?

Przeraża mnie jak łatwo oceniamy życie innych ludzi. Nie, wróć. Przeraża mnie, że je w ogóle oceniamy. Nie rozumiem po co ludzie to robią, nie rozumiem po co interesują się życiem innych zamiast skupić się na swoim. Oceniamy życie wszystkich: ludzi, których znamy i których nie znamy, ludzi sławnych i szaraczków. Jeśli ich życie nie zgadza się z tym, czego my w życiu pragniemy, od razy krytykujemy i pytamy: ale jak tak można? jak może mówić, że jest szczęśliwa/szczęśliwy, jeśli nie ma tego czy tamtego.
Weźmy przykład osoby bardzo znanej, którą ja osobiście podziwiam. Ewa Chodakowska. Jest to osoba, które poderwała z kanapy tysiące, miliony ludzi i choć nie wszyscy z nią ćwiczą, samą motywacją do działania czerpią z niej. Ewka jest obecnie wszędzie,w telewizji, radiu, sklepach. Poświęca się całkowicie swojej pracy, wspiera, motywuje, organizuje warsztaty. Niby wszystko pięknie? A nie. Bo okazuje się, że przecież ona już jest po 30stce, więc niech się lepiej weźmie za robienie dzieci. No i po spędza tyle czasu w pracy? Po co nowa książka, nowe wideo, nowe warsztaty? Mało kasy ma? 
Nasze życie to skutek naszych decyzji i kilku zbiegów okoliczności. Jeśli nie podoba Ci się Twoje życie, zmień je. Na takie na jakie TY chcesz, a nie na takie jakie jest ogólnie akceptowane. Bądź szczęśliwa ze swoim życiem i skup się na doskonaleniu jego, zamiast na komentowaniu, ocenianiu, krytykowaniu innych. Dajcie innym żyć i same/sami żyjcie.

poniedziałek, 9 marca 2015

słowa po portugalsku, które mogą mylić

Zajmę się dzisiaj słowami po portugalsku (albo przynajmniej brazylijskim portugalskim), które mogą nam się mylić z innym slowami po polsku (czyli tzw. false friends).

Durex - taśma klejąca
tenis - buty do biegania
shopping - centrum handlowe
Bono Vox - Bono
witamina - koktajl z mleka i mrożonych owoców
academia - siłownia
propaganda-reklama
parada-przystanek (np.autobusowy)

P.S. Ten post będę na pewno aktualizowała, na razie to wszystko, co udało mi się znaleźć.

niedziela, 8 marca 2015

dystans do samej siebie?

To zabawne, że zawsze twierdzę, że mam do siebie dystans i nie tylko potrafię śmiać się sama z siebie, ale też pozwalam innym ludziom śmiać się ze mnie bez obrażania się.
Wszystko niestety się zmienia, gdy sytuacja dotyczy czegoś, czego ja nie lubię w sobie, kiedy ja sama przed sobą się czegoś wstydzę lub z czymś mi niedobrze. Wtedy się obrażam, wkurzam, kłócę.
Ostatni tydzień, dwa, były dla mnie bardzo trudne. Codziennie płakałam i wysyłałam wiadomości pełne smutku i narzekania. Dzisiaj jest już lepiej, mam energię, motywację, dobry humor, a do tego strój do treningu. Ale kiedy Dave mówi mi ze śmiechem, że ktoś tam o mnie pytał, a on odpowiedział, że wszystko w porządku tylko że dużo narzekam, krew się we mnie zagotowała.
Kiedy Dave ze śmiechem mówi mi, że wydaje kilka tysięcy złotych na przylot do mnie, więc nie powinnam już potrzebować żadnego innego dowodu miłości, ja się wkurzam i wcale nie uważam tego za śmieszne.
Kiedy ktoś zwraca mi uwagę, że po miesiącu w Brazylii powinnam mówić lepiej po portugalsku, ja wcale nie przyjmuję tego ze śmiechem.
Dziwny ten mój umysł. I mam już dość tych ciągłych złości.

sobota, 7 marca 2015

tatuaż

Od pewnego czasu chodzi za mną tatuaż. Jako że mój tatuaż musi coś oznaczać, chcę wytatuować sobie klatkę i ptaka. Klatka powinna być otwarta, a ptak powinien odlatywać, ale ten tatuaż też mi się strasznie podoba. Miałoby to symbolizować wyzwolenie się z tych wszystkich zahamowań, którymi kieruję się na codzień. Nie robię wielu rzeczy, na które mam ochotę,bo zawsze mnie coś powstrzymuje: co pomyślą inni ludzie, stereotypy, uprzedzenia, strach. Z jednej strony chciałabym go mieć w widocznym miejscu, żeby zawsze móc na niego spojrzeć i przypomnieć sobie, o symbolizuje, ale z drugiej strony na łopatce wygląda prześlicznie.
Co myślicie?

środa, 4 marca 2015

dziewczyny!

Dziewczyny! Kobiety! Błagam Was, nie zapominajcie o samorozwoju! Wasze życie nie kończy się na Waszym mężczyźnie ani dzieciach. Posiadanie dzieci i męża nie powinno być Waszym życiowym celem, po którym możecie zawinąć się w kocyk i zniknąć. Spełniajcie marzenia, własne marzenia, nie musicie rezygnować z życia dla Waszej rodziny. Miejcie coś światu do zaoferowania, coś Waszego, coś, co SAME osiągnęłyście. Pracujcie, doskonalcie się, kochajcie swoje życie.

poniedziałek, 23 lutego 2015

Karnawał

Mam problem z napisaniem tej notki. Nie mam zdjęć, moje doświadczenia są marne i zdecydowanie nie jestem najlepszą osoba do napisania tej relacji.

Nie znoszę tłumów. Nie znoszę pijanych tłumów. Nie znoszę pijanych tłumów w upale. Nie znoszę pijanych tłumów w upale, gdy nie mogę się z nikim porozumieć.
Dlatego też postanowiłam nie pchać się na główną paradę. Dwa i pół miliona ludzi, 6km, 8 godzin. Ja postanowiłam cieszyć się Karnawałem wieczorami, kiedy nie było już ani tłumów, ani upałów. To znaczy tłumy były, ale w znacznie mniejszej ilości. I to co zastałam... Pijani, posikani ludzi. Śmieci walające się wszędzie, wszędobylski zapach moczu i rozlanego alkoholu. Dym marihuanowy na każdym rogu. Mnóstwo straganów sprzedających podejrzanie wyglądające jedzenie.
Ale wszystko zależy od nastawienia. Jeśli jesteś w stanie jakoś to wszystko ominąć, nie patrzeć, wsłuchać się w muzykę, w rytm bębnów, obserwować tradycyjne brazylijskie tańce (tutaj zamieszczam link do you tube z najbardziej popularnym tańcem regionu Recife tradycjny taniec Pernambuco, Frevo).
Ja starałam się dobrze bawić. Stare Miasto Recife jest piękne, niesamowicie piękne budynki, w większości rudery, niezamieszkane i niezadbane. Trzeciego dnia pojechałam na miejscowości Olinda, która jest na liście Unesco, która jest jeszcze piękniejsza. Ale o tym więcej w nastepnym poście.

P.S. Niestety, nie mam żadnego zdjęcia z Karnawału, gdyż bezpieczniej było zostawić aparat w domu.

wtorek, 17 lutego 2015

Prawdziwa Twarz Brazylijczyków

Rozmawiając z wieloma Brazylijczykami i cudzoziemcami mieszkającymi w Brazylii, dotarły do mnie rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Mój obraz Brazylijczyków był zupełnie inny i stąd moje zaskoczenie, ale też rozczarowanie. W mojej głowie Brazylijczycy byli otwartymi, przyjaznymi ludźmi, którzy nie mają wielu problemów. Okazuje się jednak, że Brazylijczycy nie znoszą konfrontacji i w sytuacji spornej powiedzą coś, z czym się nie zgadzają, żeby zakończyć konflikt, ale potem, za plecami, powiedzą komuś innemu, co jest problemem i jakimi strasznymi osobami jesteśmy.
Dodatkowo, bardzo łatwo jest urazić Brazylijczyków. Nie są oni znani z poczucia humoru, szczególnie wobec siebie samych. Problem jest ten sam co powyżej: nie dadzą do zrozumienia, że zostali urażeni tylko powiedzą komuś innemu.
Brazylijczycy są niesamowicie czyści (nie na ulicach, co jest fenomenem) i mieszkanie z Brazylijką wcale nie jest łatwe, bo zamiast poprosić o posprzątanie, albo to za insynuuje w sposób, którego ja nie umiem odczytać, albo powie komuś innemu, jaką straszną bałaganiarą jestem.
A rzecz, która zaskoczyła mnie najbardziej to niechęć do przyjmowania obcych ludzi. Okazuje się, że zapraszanie moich znajomych i chłopaka do mieszkania, które dzielę z Brazylijką jest dla niej problemem.
Chyba zaczynam żałować, że zgodziłam się zrezygnować z mieszkania samej, bo problemy, które się mnożą nie są chyba warte braku poczucia samotności (które i tak jest wszechobecne).

czwartek, 12 lutego 2015

nauka portugalskiego

Zmotywowana do działa postanowiłam nauczyć się portugalskiego. Niestety, samemu się nie da, wiec postanowiłam znaleźć nauczyciela. I cóż, mogło by się wydawać, że skoro jestem w kraju, gdzie portugalski jest językiem ojczystym nie będę miała z tym problemu. A jednak.
Nauczycielka numer 1: odwołała lekcję na godzinę przed, bo obudziła się chora.
Nauczycielka numer 2: odwołała pierwszą lekcję o północy, bo jej mama miała mieć operację. Przed drugą (a może nadal pierwszą?) zadzwoniła, że nie wie, jak do mnie trafić i czy mogłabym zapłacić jej za taksówkę (i za lekcję rzecz jasna).
Także szukam nauczycielki. Profesjonalnej, zorganizowanej, nastawionej na komunikację.
(Mam nadzięję, że nie będę musiała tego postu edytować za jakiś czas dodając kolejne przykłady...)

EDIT
A jednak, muszę zedytować! Mam jutro pierwszą lekcję z jakąś studentką. Przychodzi z koleżanką, bo 'w Brazylii zazawyczaj nie przychodzi się do domu ucznia bez uprzedniego zapoznania się z nim'. Mam nadzieję, że będzie już tylko lepiej!

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Being motivated, I decided to learn Portuguese. Unfortunately, DIY doesn't really work so I decided to look for a teacher. Well, you could have thought that because I am in a Portuguese-speaking country I won't have any problems. Oh well.
Teacher number 1: Cancelled the lesson one hour before because she woke up sick.
Teacher number 2: Cancelled the first lesson at midnight because her mum was about to have an operation. Before the second lesson (or was it the first?), she called saying she doesn't know how to get to my place and if I wouldn't mind paying for the taxi (on top of the lesson of course).
So I am still looking for a teacher. Someone professional, organised and communication-oriented.
(I just hope I won't have to edit this post by adding some more examples....)

EDIT
Oh well, so I need to edit after all. I have my first lesson with some student and she is bringing her friend with her 'because in Brazil you don't usually come to your student house without prior meeting with him/her'. I hope it is going to be better from there!

poniedziałek, 9 lutego 2015

pierwsze wrażenia, część trzecia: Natal

Wszyscy mówią, że Natal to plaże. Że tylko to, co to miasto ma do zaoferowania. W rzeczywistości okazuje się, że jest trochę inaczej.
Być może wynika to z tego, że jeszcze niewiele widziałam, albo z tego, że Karaiby mnie rozpieściły, ale mnie plaże nie powalają. Są ładne, owszem, ale przeszkadza mi, że wszędzie widać bloki.
Dla mnie najlepszym miejscem jest Parque das Dunas, czyli Park Wydm. W większości zamknięty, rozciągający się na ponad 1000 hektarów, ten park wygląda jak pustynia, z tą różnicą, że są drzewa. Wiem, że można zorganizować sobie wspinaczkę po wybranych trasach, w grupie co najmniej 5 osob i tylko z przewodnikiem.

Natal posiada również Stare Miasto. Oczywiście, myśląc po europejsku, spodziewałam się czegoś zupełnie innego niż to, co zastałam. Ciężko im to tak naprawdę opisać. Na zdjęciu widnieje jeden (a może naj?) z najstarszych kościołów w Natal. Teatr i różne galerie wyglądają bardzo podobnie. Jest również piękny, niebiesko-biało ratusz. (Niestety, wycieczka była po portugalsku, więc nie wiem za bardzo co jest co i dlaczego dany budynek jest ważny).

Natal,choć ma już 400 lat, strasznie szybko się rozrasta, 'pochłania' okoliczne miejscowości. I tak głównym krajobrazem są nowe bloki. Nie jest to niestety nic ciekawego, takie bloki można znaleźć w każdym kraju. Problemem jest to, że najciekawsze budynki, te, które wszystkim kojarzą się z Brazylią, są zamieszkane przez biednych ludzi i absolutnie nie jest polecane chodzenie w tej okolicy, a co dopiero z aparatem. Żałuję bardzo, bo chciałabym pokazać te zniszczone, kolorowe budynki z ludźmi siedzącymi przed domami całe dnie i pijącymi wodę kokosową wprost z kokosów, ale bezpieczeństwo musi być na pierwszym miejscu.

_________________________________________________________________________________
Everyone says that Natal is all about beaches. That this is the only thing that this city has to offer. I reality it turns out that it is a bit different.
It might be because I haven’t seen much, or because I’m spoilt by the Caribbean, but the beaches do not sweep me off my feet. They are nice, obviously, but I’m bothered that you can skyscrapers everywhere.
For me the most beautiful place is Parque das Dunas, Mostly closed, spreading on the area of more than 1000 hectares, this park looks like a desert, with trees for a change. I know you can organise a hike on some trails, in a group of at least 5 people and only with a tour guide.
Natal also has an Old Town. Of course, thinking in an European way, I expected something completely different that what I found. It is really difficult for me to describe it. On the picture above you can see one of the oldest churches in town (or is the oldest). Theatre and various galleries look very similar as well. There is also a beautiful white and blue town hall. (Unfortunately, the trip was in Portuguese so I don’t really know what is what and why the buildings are important).

Natal, although it is already 400 years old, is mushrooming very quickly, ‘swallowing’ nearby towns. So the landscape is mainly new blocks of flats. It is nothing interesting, unfortunately, as you can find them in every country. The problem is that the most interesting buildings, the ones that everyone associates with Brazil, are inhabited by poor people and it is absolutely inadvisable to walk there, not even mentioning with the camera. I really regret it because I would like to show these dodgy, colourful buildings with people sitting in front of their houses, drinking coco nut water straight from coconut but the safety has to go first. 

piątek, 6 lutego 2015

pierwsze wrażenia, część druga: Brazylijczycy

Zmotywowana komentarzem mojej cioci (Pozdrawiam Ciocię Oleńkę :D ), która udowadnia, że ktoś jednak czyta te moje głupotki, zabieram się za część drugą. Dzisiaj omówię, co udało mi się zauważyć w zachowaniu, mowie ciała i ogólnym nastawieniu Brazylijczyków.


Brazylijczycy bardzo często puszczają oczka. Głównie na dzień dobry i do widzenia, ale mają to już tak zakorzenione, że podczas rozmowy też to robią. Bardzo często widać też kciuk uniesiony do góry: jako dziękuję najczęściej, ale też w tradycyjnym geście 'dobra robota'. Bardzo dużo gestykulują kiedy mówią, nie tyle co Włosi, ale na tyle dużo, że stworzyli kawał: Jak się nazywa Brazylijczyk bez rąk? Człowiek z wadą mowy. Jest tu również dużo przytulania i to takiego dość długiego, nie tylko jak się z kimś nie widziałaś tygodniami, ale też jeden dzień. Chłopaki również całują swoje koleżanki w policzek, raz lub dwa razy.

Ciekawą sprawą jest ich podejście do swojego kraju. Co lekcję, co spotkanie ludzie pytają mnie, dlaczego wybrałam Brazylię. Mówią to w znaczeniu, że czemu akurat z wszystkich krajów wybrałam Brazylię, mają kompleks niższości (tak jak my w Polsce) i wydaje im się, że wcale nie są takim fajnym krajem. Ale! Zdecydowana większość Brazylijczyków nie zwiedziła nigdy żadnego innego kraju Ameryki Południowej. Kiedy pytam się ich czemu, to mówią, że Brazylia jest duża i różnorodna i to im wystarczy, a do tego wszystkie kraje Ameryki Południowej wyglądają tak samo to po co mają tam jeździć. Ciekawostka, której dowiedziałam się wczoraj: w Miami i Orlando można spotkać wielu Brazylijczyków. Jest to ich ulubiony cel podróży, bilety są tańsze niż do Rio (tutaj patrzymy na około 1000 zł w dwie strony przy locie w środku nocy), choć przyznają, że bardzo im one przypominają Brazylię.

Brazylijczycy mają obsesje na punkcie rodziny. To ich ulubiony temat, już po pierwszym spotkaniu wiem wszystko o ich dzieciach, rodzeństwie, itd. Ciekawe było dla mnie pierwsze spotkanie z innymi nauczycielami, kiedy każdy miał się przedstawiać. Każdy wspomniał, ile ma dzieci, w jakim wieku, co robią, gdzie mieszkają. Do tego każdy chciał pokazać, że jego życie jest bardziej interesujące niż poprzedniego mówcy.

Do tego wszyscy są bardzo mili, nikt nie ma do mnie pretensji, że nie mówię po portugalsku, a kiedy pytasz kogoś, czy autobus jedzie w dane miejsce to ta sama osoba powie Ci, że jesteś już na miejscu. Strasznie chciałabym, żeby więcej osób umiało mówić po angielsku, ale w końcu po to tu jestem i z tym stwierdzeniem zbieram się do pracy.

_________________________________________________________________________________

Motivated by people asking me to translate my posts, I will start with this one.Today I’m going to write about what I managed to observe in behaviour, body language and general attitude of Brazilians.
Brazilians wink very often. Mostly as hello and goodbye but it is so ‘rooted’ in them that even during a regular conversation they still do it. You can also notice a thumbs up quite often: most of the time as a thank you but also more traditionally as ‘good job’. They gesticulate a lot, not as much as Italian, but enough to create a joke: How do you call a Brazilian without arms? A person with speech impediment. There is also lots of hugging and it is quite long, not only when you haven’t seen someone for weeks but also after one day. Boys also kiss their female friends in the cheek, once or twice.
An interesting thing is their attitude towards their own country. Every lesson, every meeting people ask me why I chose Brazil. What they mean is why, amongst all of the countries in the words, I chose Brazil, as if they felt inferior (just like Polish people) and they don’t think they are a good country. However! The majority of Brazilians has never visited any country in South Ameirca. When I asked them why, they say Brazil is bog and diverse and it is enough for them, on top of that all of the countries of South America look the same so why they should go there. Interesting fact I learn today: you can meet lots of Brazilians in Miami and Orlando. It is their favourite tourist destination, the tickets are cheaper than to Rio (around 200-250 pounds return with the flights in the middle of the night), although they claim that they remind them of Brazil a lot.Brazilians are obsessed with family. It is their favourite subject of conversation, I know everything about their children, siblings, etc. already after the first meeting. The interesting thing for me was the first meeting with the new teachers when everyone was supposed to introduce themselves. Everyone mentioned how many children they’ve got, how old the children are, what the children do, where the children live and additionally, everyone was trying to outdo the previous speaker by showing that their life is more interesting.  
Moreover, everyone is extremely nice, no one has any problems with me not speaking Portuguese and when I ask someone if the bus goes to some place, the same person would let me know when we are there. I wish more people could speak English here but this is why I am here and with this thought I am going back to work. 

poniedziałek, 2 lutego 2015

pierwsze wrażenia, część pierwsza: moja szkoła

Przyjechałam. I jestem w kompletnie innym świecie. Wiele rzeczy mnie zaskakuje, do wielu nie umiem się przyzwyczaić, i jest tyle rzeczy, o których chciałabym wspomnieć, że chyba będę musiała ten post podzielić na części.

Zacznę od części dla niektórych najnudniejszej.. Jutro zaczynam swoje pierwsze lekcje, stres jest, więc będąc w tym stanie umysłu, wspomnę o swojej szkole.
Szkoła, w której pracuję jest zupełnie nowa. Moi szefowie zbudowali budynek od zera i wszystko zaplanowali ze starannością i z dbałością o szczegóły. Mogę śmiało powiedzieć, że jest to najlepsza szkoła jaką widziałam w życiu. Poza klasami wyposażonymi w interaktywne tablice, są: kuchnia dla uczniów, gdzie będą odbywały się lekcje gotowania po angielsku, sala z przebraniami dla maluszków, kawiarnia, pokój oczekiwania z telewizorem, sala komputerowa, pokój z kanapami i telewizorem dla młodzieży, pokój oczekiwania dla dzieciaczków z mnóstwem zabawek, a do tego winda. Wszystko oszklone, wokół palmy, a naprzeciwko blok, w którym mieszkam.
Pod tym względem naprawdę szacun, technologia, z jaką nie spotkałam się jeszcze nigdzie. Ale niestety, nie wszystkie rzeczy mi się podobają. Mężczyźni nie mogą uczyć dzieci, tylko kobiety. Mnie też nie chcieli dać żadnej grupy dziecięcej, bo nie mówię po portugalsku i mogłabym nie czuć się dobrze w klasie. Pomimo tego, że uczymy metodą komunikatywną, namawia się nas na mówienie po portugalsku od czasu do czasu. Zebrania mamy po portugalsku i całą dokumentację, dziennik elektroniczny, mamy prowadzić w tymże języku. Jeśli uczniowie są nieobecni co najmniej dwa zajęcia, należy do nich zadzwonić i zapytać, co się stało. Mamy tez wywiadówki po każdym teście.
Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie w praktyce. Tymczasem uciekam spać, żeby móc zmierzyć się z brazylijska młodzieżą pełna energii.

czwartek, 22 stycznia 2015

to już jutro

Jutro o tej godzinie będę w połowie mojej podróży. Będę leciała nad Oceanem Atlantyckim, a mój poziom stresu i podekscytowania będzie zwiększał się z każdym przebytym kilometrem.
Zaczynam o 4.30 rano. I kończę trochę później. Wiem, że będzie mi ciężko nie odzywać się do nikogo przez całą dobę. Wiem, że ciężko będzie mi się uspokoić i nie wizualizować sobie najczarniejszych scenariuszy (przerobiłam już sprzedaż do domu publicznego, nieobecność mojego szefa na lotnisku, brak mieszkania i spóźnienie się na transfer z Lizbony). Przeraża mnie ta podróż, przeraża mnie ta ilość godzin w drodze, przeraża mnie to, ile godzin będę musiała siedzieć. Co chwilę mam wrażenie, że czegoś zapominam, że za mało czasu poświęciłam na pewne sprawy, że było nierozsądnym nie odwiedzić lekarzy w Polsce. Boję się, że się na coś spóźnię, że nie spakowałam czegoś bardzo ważnego albo że na granicy z Brazylią odprawią mnie z kwitkiem.
Dlatego nie jestem w stanie skupić się na pozytywach, plaży, oceanie i słońcu. O tym będzie w następnym poście, jeśli oczywiście nie spełni się żaden z czarnych scenariuszy.

sobota, 17 stycznia 2015

cała ja

Wiesz, że żyjesz moim życiem jeśli:
1. Wyjeżdżając z Moskwy nie umiałaś się spakować z powodu nadmiaru ciuchów, a teraz codziennie kupujesz nowe ciuchy, choć wiesz, że będziesz miała ten sam problem.
2. Pomimo tego, że ważysz najwięcej w swoim życiu, Twoja dieta składa się głównie z czekolady, syropu klonowego i różnych tłustych rzeczy.
3. Z nudów postanawiasz przedstawić siostrze Grę o Tron i uzależniasz się po raz drugi, spędzając całe dnie (i noce) oglądając kolejne odcinki.
4. Podekscytowanie z powodu wyjazdu do Brazylii, które trwało przez 4 miesiące zamienia się w strach i stany lękowe.
5. Przed przyjazdem do Polski miałaś plany na pozwiedzanie kilku miast, a skończyłaś siedząc w domu, chcąc nacieszyć się życiem rodzinnym.

niedziela, 4 stycznia 2015

powrót do domu

No i jestem w domu. Niby wszystko takie same, a wszystko inne Niby wszystko inne, a jednak takie samo. Choć dom różni się niewiele, to i tak wszystko jest inaczej. Mój pokój zniknął i nie mam swojego zakątka, nie mam gdzie włożyć ubrań, więc leżą wszędzie. Codziennie rano spędzam wieki próbując coś znaleźć i muszę zmieniać koncepcje ubioru. Wszystko jest poprzestawiane, nic nie jest na miejscu i co chwilę muszę kogoś o coś prosić. A do tego mamy teraz kota. Ale w życiu znajomych i rodziny nie zmieniło się prawie nic. Wałkujemy te same tematy, jakbym wcale nie wyjechała na rok.

Nie spodziewałam się, że będzie mi w Polsce aż tak dobrze. Spędziłam dwa dni we Wrocławiu i czułam się jak w podróży. Nawet w moim rodzinnym mieście, które przecież znać powinnam odkrywam nowe miejsca i robię milion zdjęć. Cieszę się na wyjazd do Krakowa i próbuję wcisnąć wyjazd do Warszawy, aby w końcu zwiedzić naszą stolicę. Zostanie mi tylko 10 dni i muszę zaplanować każdy dzień.

A największą radość sprawia mi czytanie po polsku. Nawet głupia polska telewizja cieszy jak nigdy. Po pierwszych trzech dniach, już nie szokuje mnie, że ludzie wokół mówią po polsku, a żeby dogadać się w sklepie nie muszę przygotowywać przemowy.

I chyba właśnie to jest najpiękniejsze w życiu za granicą. Że własny kraj smakuje lepiej, kiedy się w nim nie mieszka,