No i jestem w domu. Niby wszystko takie same, a wszystko inne Niby wszystko inne, a jednak takie samo. Choć dom różni się niewiele, to i tak wszystko jest inaczej. Mój pokój zniknął i nie mam swojego zakątka, nie mam gdzie włożyć ubrań, więc leżą wszędzie. Codziennie rano spędzam wieki próbując coś znaleźć i muszę zmieniać koncepcje ubioru. Wszystko jest poprzestawiane, nic nie jest na miejscu i co chwilę muszę kogoś o coś prosić. A do tego mamy teraz kota. Ale w życiu znajomych i rodziny nie zmieniło się prawie nic. Wałkujemy te same tematy, jakbym wcale nie wyjechała na rok.
Nie spodziewałam się, że będzie mi w Polsce aż tak dobrze. Spędziłam dwa dni we Wrocławiu i czułam się jak w podróży. Nawet w moim rodzinnym mieście, które przecież znać powinnam odkrywam nowe miejsca i robię milion zdjęć. Cieszę się na wyjazd do Krakowa i próbuję wcisnąć wyjazd do Warszawy, aby w końcu zwiedzić naszą stolicę. Zostanie mi tylko 10 dni i muszę zaplanować każdy dzień.
A największą radość sprawia mi czytanie po polsku. Nawet głupia polska telewizja cieszy jak nigdy. Po pierwszych trzech dniach, już nie szokuje mnie, że ludzie wokół mówią po polsku, a żeby dogadać się w sklepie nie muszę przygotowywać przemowy.
I chyba właśnie to jest najpiękniejsze w życiu za granicą. Że własny kraj smakuje lepiej, kiedy się w nim nie mieszka,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz