To zabawne, że zawsze twierdzę, że mam do siebie dystans i nie tylko potrafię śmiać się sama z siebie, ale też pozwalam innym ludziom śmiać się ze mnie bez obrażania się.
Wszystko niestety się zmienia, gdy sytuacja dotyczy czegoś, czego ja nie lubię w sobie, kiedy ja sama przed sobą się czegoś wstydzę lub z czymś mi niedobrze. Wtedy się obrażam, wkurzam, kłócę.
Ostatni tydzień, dwa, były dla mnie bardzo trudne. Codziennie płakałam i wysyłałam wiadomości pełne smutku i narzekania. Dzisiaj jest już lepiej, mam energię, motywację, dobry humor, a do tego strój do treningu. Ale kiedy Dave mówi mi ze śmiechem, że ktoś tam o mnie pytał, a on odpowiedział, że wszystko w porządku tylko że dużo narzekam, krew się we mnie zagotowała.
Kiedy Dave ze śmiechem mówi mi, że wydaje kilka tysięcy złotych na przylot do mnie, więc nie powinnam już potrzebować żadnego innego dowodu miłości, ja się wkurzam i wcale nie uważam tego za śmieszne.
Kiedy ktoś zwraca mi uwagę, że po miesiącu w Brazylii powinnam mówić lepiej po portugalsku, ja wcale nie przyjmuję tego ze śmiechem.
Dziwny ten mój umysł. I mam już dość tych ciągłych złości.
Nie od razu Kraków zbudowano :)
OdpowiedzUsuń