Kiedy w styczniu 2014 dostałam pracę w Moskwie, byłam niesamowicie szczęśliwa. Moskwa nie była spełnieniem moich marzeń, ale traktowałam to jako krok na drodze do osiągnięcia tego, czego chcę, zdobycie doświadczenia i niepowtarzalne doświadczenie. Po około trzech miesiącach już chciałam wyjeżdżać. Miesiące mi się dłużyły i jedyne, co miałam w głowie to ciepły, latynoski kraj.
Kiedy dostałam pracę w Brazylii, byłam niesamowicie szczęśliwa. Zawsze chciałam spróbować życia w Południowej Ameryce, mieszkać blisko oceanu i w ciepłym klimacie. Po około trzech miesiącach zaczęłam narzekać i zastanawiać się, gdzie wolałabym być.
Dzisiaj mój chłopak i przyjaciółka starają się o pracę we Włoszech i Hiszpanii, a mnie z zazdrości skręca. Ale dzisiaj w końcu zrozumiałam, że tu nie chodzi o to, w jakim kraju mieszkam, w jakiej szkole pracuję czy ile zarabiam. Ja po prostu już zawsze będę niezadowolona, zawsze będę chciała być gdzie indziej, the grass will always be greener. Niby wydaje się to normalne i nieszkodliwe, ale niestety sprawia to, że nie potrafię się cieszyć tym, co mam i co udało mi się osiągnąć.
Tylko jak się z tego otrząsnąć?
Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma? Coś w tym jest.
OdpowiedzUsuń