Obawiam się brzmieć jak zdarta płyta, bo jestem pewna, że już o tym wszystkim wspominałam. Ale muszę si wygadać. Znowu.
Mam teraz jakąś chroniczną depresję, nie mam ochoty na nic i nic mi się nie podoba. Nie chcę wydawać pieniędzy, więc niewiele przyjemnych rzeczy zostało mi do robienia. Kiedy w końcu zaplanuję sobie turystyczną atrakcję na weekend to rozchorowuję się tak bardzo, że nie mogę się ruszyć. Placu Czerwonego nie widziałam już ze 3-4 miesiące. Ograniczam swoje życie do pracy i mieszkania i próbuję znaleźć coraz to więcej lekcji i uczniów. Śnię o Brazylii i budzę się rozczarowana widząc śnieg za oknem. Nawet perspektywa wyjazdu do Warszawy, aby załatwić urzędowe formalności jest dla mnie bardziej fascynująca niż przebywanie w Moskwie. Mogłabym wymienić z 10 miejsc, które są piękne, interesujące i warte zobaczenia o każdej porze roku, ale nie pojadę tam, bo stwierdzam, że będzie mi za zimno i lepiej skupić się na przygotowaniu lekcji. Czas przecieka mi przez palce, oszczędności gromadzą się zbyt wolno, a niechęć do życia i do siebie rosną w zawrotnym tempie. I tak mi strasznie głupio, że znowu narzekam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz