czwartek, 22 stycznia 2015

to już jutro

Jutro o tej godzinie będę w połowie mojej podróży. Będę leciała nad Oceanem Atlantyckim, a mój poziom stresu i podekscytowania będzie zwiększał się z każdym przebytym kilometrem.
Zaczynam o 4.30 rano. I kończę trochę później. Wiem, że będzie mi ciężko nie odzywać się do nikogo przez całą dobę. Wiem, że ciężko będzie mi się uspokoić i nie wizualizować sobie najczarniejszych scenariuszy (przerobiłam już sprzedaż do domu publicznego, nieobecność mojego szefa na lotnisku, brak mieszkania i spóźnienie się na transfer z Lizbony). Przeraża mnie ta podróż, przeraża mnie ta ilość godzin w drodze, przeraża mnie to, ile godzin będę musiała siedzieć. Co chwilę mam wrażenie, że czegoś zapominam, że za mało czasu poświęciłam na pewne sprawy, że było nierozsądnym nie odwiedzić lekarzy w Polsce. Boję się, że się na coś spóźnię, że nie spakowałam czegoś bardzo ważnego albo że na granicy z Brazylią odprawią mnie z kwitkiem.
Dlatego nie jestem w stanie skupić się na pozytywach, plaży, oceanie i słońcu. O tym będzie w następnym poście, jeśli oczywiście nie spełni się żaden z czarnych scenariuszy.

sobota, 17 stycznia 2015

cała ja

Wiesz, że żyjesz moim życiem jeśli:
1. Wyjeżdżając z Moskwy nie umiałaś się spakować z powodu nadmiaru ciuchów, a teraz codziennie kupujesz nowe ciuchy, choć wiesz, że będziesz miała ten sam problem.
2. Pomimo tego, że ważysz najwięcej w swoim życiu, Twoja dieta składa się głównie z czekolady, syropu klonowego i różnych tłustych rzeczy.
3. Z nudów postanawiasz przedstawić siostrze Grę o Tron i uzależniasz się po raz drugi, spędzając całe dnie (i noce) oglądając kolejne odcinki.
4. Podekscytowanie z powodu wyjazdu do Brazylii, które trwało przez 4 miesiące zamienia się w strach i stany lękowe.
5. Przed przyjazdem do Polski miałaś plany na pozwiedzanie kilku miast, a skończyłaś siedząc w domu, chcąc nacieszyć się życiem rodzinnym.

niedziela, 4 stycznia 2015

powrót do domu

No i jestem w domu. Niby wszystko takie same, a wszystko inne Niby wszystko inne, a jednak takie samo. Choć dom różni się niewiele, to i tak wszystko jest inaczej. Mój pokój zniknął i nie mam swojego zakątka, nie mam gdzie włożyć ubrań, więc leżą wszędzie. Codziennie rano spędzam wieki próbując coś znaleźć i muszę zmieniać koncepcje ubioru. Wszystko jest poprzestawiane, nic nie jest na miejscu i co chwilę muszę kogoś o coś prosić. A do tego mamy teraz kota. Ale w życiu znajomych i rodziny nie zmieniło się prawie nic. Wałkujemy te same tematy, jakbym wcale nie wyjechała na rok.

Nie spodziewałam się, że będzie mi w Polsce aż tak dobrze. Spędziłam dwa dni we Wrocławiu i czułam się jak w podróży. Nawet w moim rodzinnym mieście, które przecież znać powinnam odkrywam nowe miejsca i robię milion zdjęć. Cieszę się na wyjazd do Krakowa i próbuję wcisnąć wyjazd do Warszawy, aby w końcu zwiedzić naszą stolicę. Zostanie mi tylko 10 dni i muszę zaplanować każdy dzień.

A największą radość sprawia mi czytanie po polsku. Nawet głupia polska telewizja cieszy jak nigdy. Po pierwszych trzech dniach, już nie szokuje mnie, że ludzie wokół mówią po polsku, a żeby dogadać się w sklepie nie muszę przygotowywać przemowy.

I chyba właśnie to jest najpiękniejsze w życiu za granicą. Że własny kraj smakuje lepiej, kiedy się w nim nie mieszka,