poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Sao Paulo

Sao Paulo nie nalezy do najpiekniejszych miast. Wielka betonowa dzungla z wysokimi wiezowcami. Wszystko jest drogie i przereklamowane.Mimo to, Sao Paulo skradlo moje serce. To chyba jedyne miesjce w Brazylii, gdzie ludzie pracuja naprawde ciezko, gdzie zostaja w pracy po godzinach i gdzie stresuja sie praca. Glowna ulica, Paulista, to miejsce w znacznej wiekszosci zabudowane drapacza chmur, z przeogromna iloscia luksuksowych centrow handlowych i drogich kafejek.Tam tetni zycie miasta. Niedaleko od tej ulicy znajduje sie najwiekszy park w Sao Paulo, gdzie tlumy wybieraja sie na weekendowe bieganie, pedalowanie czy spacery. W Sao Paulo znajduje sie ogromna ilosc muzeow, dla kazdego sie cos znajdzie.
Jest rowniez stare miasto, ktore jak wiekszosc starych miast w Brazylii jest zamieszkana przez bezdomnych przez co jest postrzegane jako niebezpieczna dzielnica. Ale rowniez bardzo ciekawa. Mozna tam znalezc zarowno katedre , koscioly i teatr, ktore zostaly zbudowane na wzor tych europejskich, ale rowniez pierwsze wiezowce. Tam tez mozna wjechac za darmo na najwyzsze pietro jednego z budynkow mieszkalnnych i podziwiac, jak bardzo to miasto przypomina betonowa dzungle.
Spotkalam tam rowniez swoich znajomych, szczegolnie dziewczyne, ktora goscilam w Katowicach 3 lata temu, zjadlam pyszne japonskie sushi, zmarzlam, spalam w hostelu, gdzie nikt nie mowil po angielsku i wydalam zdecydowanie za duzo pieniedzy.
Z zalem wiec wybieralam sie z powrotem na polnoc, gdzie czekala na mnie przygoda mojego zycia.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Kurytyba

Ogrod Botaniczny
Kurytyba zrobila na mnie najgorsze wrazenie. Mysle, ze przyczynily sie do tego tez moje oczekiwania. Kurytyba to miasto, do ktorego wyemigrowalo wielu Polakow. Dlatego spodziewalam sie, ze bede tam taka troche atrakcja turystyczna, ze wszyscy beda dla mnie serdeczni tylko i wylacznie z powodu mojej narodowosci. Kurytyba jest uwazana za miasto najbardziej europiejskie w Brazylii, z dobrym transportem publicznym i mnogoscia parkow. Po raz kolejny przekonalam sie, ze nie warto miec oczekiwania przed przyjazdem do miasta. Gdybym nie mieszkala w Brazylii i pojechala do Kurytyby prosto z Polski, nawet nie zauwazylabym, ze ludzie nie sa zbyt mili. I wlasnie to mialo duzy wplyw na moj odbior tego miasta. Pogoda tez bardzo sie do tego przyczynila, bo padalo caly czas i bylo zimno (mysle, ze pogoda tez wplywa na ludzi i dlatego sa tacy 'polscy' w swoim zachowaniu i tacy inni od ludzi z polnocy). Samo miasto rzeczywiscie ma wiele parkow, ale dla mnie nie bylo to nic niezwyklego (choc znowu pogoda mogla sie przyczynic i zwiedzanie wiosna byloby po prostu ciekawsze). Nawet zdjecia wyszly mi srednio i szaro, dokladnie tak jak zapamietalam to miasto.
Muzeum Oskara Niemeyera
Miejscem, ktore najbardziej mi sie podobalo bylo Muzeum Oscara Niemeyera. Sam budynek jest bardzo "jego", wyglada jak statek kosmiczny z wielkim okiem i bialymi scianami. W srodku byly ciekawe wystawy sztuki nowoczesnej.
W Kurytybie znajduje sie rowniez Muzuem Polskie, z najbrzydszym pomnikime Jana Pawla II-ego, jaki kiedykolwiek widzialam, i ze skansenem, ktory w sumie byl dosc dobrze zrobiony. Tam mozna bylo znalezc dom typowego Polaka, jego schowek i kosciol. Byl tez calu pokoj z religijnymi przedmiotami oraz inny ze zdjeciami papieza ze slawnymi ludzmi.
Morretes
Ostatniego dnia pojechalam do Morretes, malutkiego miasteczka z widokiem na gory i nad rzeka. Miasteczko bylo dosc ladne, ale dosc nudne. Bylo ladnie, ale historyczna czesc miasteczka byla tak mala, ze wystarczylo 10 minut, zeby je przejsc. Do tego bylo zimno i mokro.
Dlatego z radoscia wsiadalam do autobusu zmierzajacego w strone Sao Paulo.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rio

Laptop nadal nie dziala, choc juz jest lepiej, teraz brakuje mi tylko spacji, v, r i n, wiec pisze z komputera w pracy, wybaczcie brak polskich znakow.
schody pomiedzy Lapa a Santa Teresa

O Rio moznaby pisac godzinami. I niewiele mozna powiedziec, czego juz sie nie wie. W Rio poraza ilosc fawel oraz gorek. Mnie porazily tez ceny. Po 60zl za wjazd na Chrystusa i Gore Cukrowa troszke mnie zbilo z tropu. Rio to nie tylko fawele, ale tez plaze, jak np. Ipanema czy Copacabana, ale tez wiele innych (np. Praia Vermelho tuz przy Gorze Cukrowej). Do tego mamy Stare Miasto, ktore mnie rozczarowalo jako ze mialo tylko kilka interesujacych budynkow (ktore zostaly zbudowane na wzor Luwru i Operu w Paryzu). Jest tez Lapa z pieknymi budynkami, ktore wieczorem zamieniaja sie w bary i wypelniaja sie ludzmi. Tuz prz Lapie jest Santa Teresa, polozona ponad miastem, miejsce, w ktorym mozna znalezc wielu artystow (ale nijak sie to ma to atmosfery Monrtmarte). Oaza spokoju jest Ogrod Botaniczny wypelniony roznymi egoztycznymi roslinami, ze szklarniami z kaktusami i orchideami na czele. Tam tez mozna spotkac malpki. Ja mialam niewatpliwe szczescie byc w Rio, kiedy byla tam wystawa Picasso w Centrum Kulturalnym Banku Brazylii, bardzo dobra i ciekawa wystawa, a do tego kompletnie za darmo (choc swoje w kolejce trzeba bylo wystac).
Ogrod Botaniczy
Wielu turystow wybiera sie na wycieczke do faweli, nawet sa biura podrozy, ktore sie tym zajmuja. Ja dlugo bilam sie z myslami, czy to zrobic czy nie. Z jednej strony wiem, ze to ciekawe i niezwykle, ale z drugiej nie czulabym sie w porzadku odwiedzajac czyjes domy tylko po to, zeby mi wspolczuc. To troche tak jakby do mojego domu przyjechala banda milionerow i wspolczula mi i mojej rodziny, ze mamy tylko to, ze ogrodek maly i jakos tych pokoi malawo i w ogole co to za wanna. A na koniec zostawiliby nam jakies jedzenie. Co myslicie, przesadzam?
Jako ze planowalam zostac w Rio tylko tydzien, musialam zmienic hosta i przenioslam sie do Niteroi, malego miasteczka po drugiej strony zatoki. Byla to bardzo dobra decyzja, bo miasteczko okazalo sie dosc ciekawe z budynkami Oscara Niemeyera, plaza z widokiem na Rio i Gore Cukrowa, a takze moja host okazala sie bardzo interesujaca osoba. Pelna energii, optymizmu i planow na zycie, rok po wygraniu walki z rakiem, nauczyla mnie bycia bardziej otwarta na ludzi i to, co zycie przynosi nam kazdego dnia.
Jedyne, czego mi w Rio zabraklo to ludzi. Oczywiscie, byla Munah, ale poza tym nie poznalam nikogo wartego wspomnienia. Spodziewalam sie, ze kazdego dnia poznam nowych ludzi, ale jakos sie to nie stalo. Tam mialam okazje naprawde wsluchac sie w siebie i w to, czego w zyciu chce. Z zalem wyjezdzalam po 12 dniach, myslac o pierogach i tych wszystkich Polakach w Kurytybie.