czwartek, 22 stycznia 2015

to już jutro

Jutro o tej godzinie będę w połowie mojej podróży. Będę leciała nad Oceanem Atlantyckim, a mój poziom stresu i podekscytowania będzie zwiększał się z każdym przebytym kilometrem.
Zaczynam o 4.30 rano. I kończę trochę później. Wiem, że będzie mi ciężko nie odzywać się do nikogo przez całą dobę. Wiem, że ciężko będzie mi się uspokoić i nie wizualizować sobie najczarniejszych scenariuszy (przerobiłam już sprzedaż do domu publicznego, nieobecność mojego szefa na lotnisku, brak mieszkania i spóźnienie się na transfer z Lizbony). Przeraża mnie ta podróż, przeraża mnie ta ilość godzin w drodze, przeraża mnie to, ile godzin będę musiała siedzieć. Co chwilę mam wrażenie, że czegoś zapominam, że za mało czasu poświęciłam na pewne sprawy, że było nierozsądnym nie odwiedzić lekarzy w Polsce. Boję się, że się na coś spóźnię, że nie spakowałam czegoś bardzo ważnego albo że na granicy z Brazylią odprawią mnie z kwitkiem.
Dlatego nie jestem w stanie skupić się na pozytywach, plaży, oceanie i słońcu. O tym będzie w następnym poście, jeśli oczywiście nie spełni się żaden z czarnych scenariuszy.

2 komentarze:

  1. Wiem, że będzie mi ciężko nie odzywać się do nikogo przez całą dobę. Wiem, że ciężko będzie mi się uspokoić i nie wizualizować sobie najczarniejszych scenariuszy (przerobiłam już sprzedaż do domu publicznego, nieobecność mojego szefa na lotnisku, brak mieszkania i spóźnienie się na transfer z Lizbony- też to przerabiałam, ale tym razem nikomu nie mówiłam :)- Ciocia Oleńka

    OdpowiedzUsuń