poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rio

Laptop nadal nie dziala, choc juz jest lepiej, teraz brakuje mi tylko spacji, v, r i n, wiec pisze z komputera w pracy, wybaczcie brak polskich znakow.
schody pomiedzy Lapa a Santa Teresa

O Rio moznaby pisac godzinami. I niewiele mozna powiedziec, czego juz sie nie wie. W Rio poraza ilosc fawel oraz gorek. Mnie porazily tez ceny. Po 60zl za wjazd na Chrystusa i Gore Cukrowa troszke mnie zbilo z tropu. Rio to nie tylko fawele, ale tez plaze, jak np. Ipanema czy Copacabana, ale tez wiele innych (np. Praia Vermelho tuz przy Gorze Cukrowej). Do tego mamy Stare Miasto, ktore mnie rozczarowalo jako ze mialo tylko kilka interesujacych budynkow (ktore zostaly zbudowane na wzor Luwru i Operu w Paryzu). Jest tez Lapa z pieknymi budynkami, ktore wieczorem zamieniaja sie w bary i wypelniaja sie ludzmi. Tuz prz Lapie jest Santa Teresa, polozona ponad miastem, miejsce, w ktorym mozna znalezc wielu artystow (ale nijak sie to ma to atmosfery Monrtmarte). Oaza spokoju jest Ogrod Botaniczny wypelniony roznymi egoztycznymi roslinami, ze szklarniami z kaktusami i orchideami na czele. Tam tez mozna spotkac malpki. Ja mialam niewatpliwe szczescie byc w Rio, kiedy byla tam wystawa Picasso w Centrum Kulturalnym Banku Brazylii, bardzo dobra i ciekawa wystawa, a do tego kompletnie za darmo (choc swoje w kolejce trzeba bylo wystac).
Ogrod Botaniczy
Wielu turystow wybiera sie na wycieczke do faweli, nawet sa biura podrozy, ktore sie tym zajmuja. Ja dlugo bilam sie z myslami, czy to zrobic czy nie. Z jednej strony wiem, ze to ciekawe i niezwykle, ale z drugiej nie czulabym sie w porzadku odwiedzajac czyjes domy tylko po to, zeby mi wspolczuc. To troche tak jakby do mojego domu przyjechala banda milionerow i wspolczula mi i mojej rodziny, ze mamy tylko to, ze ogrodek maly i jakos tych pokoi malawo i w ogole co to za wanna. A na koniec zostawiliby nam jakies jedzenie. Co myslicie, przesadzam?
Jako ze planowalam zostac w Rio tylko tydzien, musialam zmienic hosta i przenioslam sie do Niteroi, malego miasteczka po drugiej strony zatoki. Byla to bardzo dobra decyzja, bo miasteczko okazalo sie dosc ciekawe z budynkami Oscara Niemeyera, plaza z widokiem na Rio i Gore Cukrowa, a takze moja host okazala sie bardzo interesujaca osoba. Pelna energii, optymizmu i planow na zycie, rok po wygraniu walki z rakiem, nauczyla mnie bycia bardziej otwarta na ludzi i to, co zycie przynosi nam kazdego dnia.
Jedyne, czego mi w Rio zabraklo to ludzi. Oczywiscie, byla Munah, ale poza tym nie poznalam nikogo wartego wspomnienia. Spodziewalam sie, ze kazdego dnia poznam nowych ludzi, ale jakos sie to nie stalo. Tam mialam okazje naprawde wsluchac sie w siebie i w to, czego w zyciu chce. Z zalem wyjezdzalam po 12 dniach, myslac o pierogach i tych wszystkich Polakach w Kurytybie.

1 komentarz:

  1. JESTEŚ!!!
    Twoja radość aż promienieje ze zdjęć. Dzięki. Już czytam:)

    OdpowiedzUsuń